
Tydzień ten pełen był piękna.
Piękna miejsc, widoków, spotkań, zapachów i piękna zwykłej codziennej pracy w gronie najbliższych.
- Kolejka linowa Funchal- Monte
- Ogrody Tropikalne Pałacu Monte
- Madeira Story Center
- Punkt widokowy Pico do Areeiro
- Parque Temático da Madeira
- Restaurante Gale- Santana
Pozornie nic się nie zmieniło na Maderze od naszego wyjazdu na początku czerwca. Wyspa nadal jest piękna, kwiecista i zielona. Ale kwitną coraz to nowe rośliny i powietrze wypełnione jest nowymi zapachami. Nawet w czasie załatwiania formalności, jak kupno portugalskich numerów komórkowych, można nacieszyć oczy wspaniałościami. Wystarczy chcieć się zatrzymać i patrzeć.

Kolejka linowa Funchal- Monte
Pogoda w październiku jest zmienna. Codziennie czasem słońce, czasem deszcz. Mimo to warto zwiedzać. Nawet w niepewną pogodę. Najwyżej się trochę zmoknie, lub odbędzie romantyczny spacer w chmurach.

We środę ze znajomymi wybraliśmy się kolejką linową z centrum Funchal do Ogrodów Tropikalnych na Monte. Wybraliśmy bilety w dwie strony.
Możliwy jest też powrót z góry autobusem, taksówką, toboganem ( sankami po asfalcie-część trasy) lub pieszo (to opcja dla wytrwałych, choć z górki idzie się zdecydowanie łatwiej niż pod górę)



Ogrody Tropikalne Pałacu Monte
Po dotarciu do stacji końcowej pierwsze kroki skierowaliśmy do kawiarni pod kolejką. Dzieci zdążyły już zgłodnieć, a my daliśmy chwilę chmurom na ogarnięcie się. Pogoda nie była bardzo zachęcająca do zwiedzania Jardim Tropical Monte Palace.
Po pół godzinie decyzja została podjęta- zwiedzamy.

Naszej rodzinki to była już kolejna wizyta w tym ogrodzie.
Pierwsze kroki skierowaliśmy na wystawę minerałów i kamieni szlachetnych- moje ulubione miejsce w tym ogrodzie. Sprawdziłam je już wiosną z dzieciakami. Mogłabym tam spędzić nawet godzinę. Co ważne- nawet w czasie deszczu na głowę nie pada.

Ogród podzielony jest na strefy z różnymi gatunkami roślin i rodzajami klimatycznych elementów architektury.

Co krok można natknąć się na dzieła sztuki.

A wszystko zanurzone w soczystej zieleni.

Przy dobrej pogodzie z tarasu przed pałacem jest piękny widok na zatokę Funchal.
W czasie naszej wizyty chmurę na chwilę się podniosły, ale potem zaczął padać drobny deszcz i ze względu na dzieciaki, szybkim krokiem skierowaliśmy się do wyjścia. Na szczęście czekał na nas atrakcyjny zjazd kolejką z powrotem do centrum Funchal.
Po wyjściu z kolejki towarzystwo się rozdzieliło. Część pojechała do domu. Część ruszyła w miasto- na dole świeciło słońce- w poszukiwaniu obiadu dla dzieciaków.
Wybraliśmy restaurację ze względu na taras i możliwość wjazdu windą z wózkiem dziecięcym.
Jak się okazało wybór nie był najlepszy.
Po długim oczekiwaniu na złożenie zamówienia, części obsługi chwilami taktującej nas jak intruzów, jeszcze dużo dłuższym czekaniu na jedzenie, histerii najmłodszych ze zmęczenia i głodu, niezbyt smacznych potrawach i posiłku przerwanym przez tropikalną ulewę, wyszliśmy z tej restauracji z, de facto, niesmakiem. Nawet nie napiszę nazwy. Może inni klienci byli zadowoleni. Nam się nie podobało. Albo trafiliśmy na kiepski moment, tzw. godziny szczytu i ciszę przed burzą.
Tylko w czasie ulewy obsługa szybko i sprawnie pomogła nam przenieść się z krawędzi tarasu do innego stolika w głębi sali. Minimalna jest szansa, że kiedyś tam jeszcze wrócimy. Na szczęście w Funchal wybór miejsc z jedzeniem jest duży.
Madeira Story Center
Ulewa nadal trwała w najlepsze. Rozdzieliliśmy się po raz kolejny. Nasi goście poszli do auta, uśpić swoje maluchy w czasie przejażdżki w poszukiwaniu słońca na wyspie.
Ja z Młodszą trafiłam do pobliskiego muzeum historii i kultury Madery. Byłyśmy tam drugi raz.
Centrum to istnieje chyba od 2005 roku. Na początku na pewno było bardziej atrakcyjne. Pomyślane jest jako wystawa interaktywna, gdzie można posłuchać, obejrzeć, dotknąć i powąchać elementy historii i kultury wyspy. Opisy do eksponatów są w 4 językach.
W tej chwili część eksponatów nie działa. Całość sprawia wrażenie przestrzeni wyeksploatowanej i nie zadbanej. A wystarczyłoby naprawić niedziałające eksponaty. Bilety nie kosztują bardzo dużo- 5 e za dorosłego, 3 e za dziecko. Mogłabym zapłacić więcej i wracać częściej, gdyby ten dochód przeznaczano częściowo na odnowienie wystawy.



Plaża Formosa
To miejsca pojawiać się w moich artykułach będzie pewnie często. Jest to najbliższa dla nas plaża. Dobrze nam znana. Z gwarancją pięknych zachodów słońca przy dobrej pogodzie.


Chodzenie po częściach kamienistych plaży stymuluje stopy i zmysł równowagi. Same plusy.
Prawie.
Bo bolesne zderzenia też się czasem zdarzają.
Ale to w sumie też plus. Uczy wytrwałości i cierpliwości w znoszeniu niedogodności.

Przy kolacji ze znajomymi w knajpce przy plaży mogliśmy podziwiać zachodzące słońce.
Punkt widokowy Pico do Areeiro
W sobotę wyruszyliśmy na poszukiwanie wrażeń w centralnej części wyspy.
Najpierw przystanek na kawę w Casa de Abrigo do Poiso. Mogliśmy przy okazji pooglądać przejeżdzające auta biorące udział w jakimś rajdzie.

Dalej zdecydowaliśmy się na jazdę w stronę Pico do Areeiro, ale z każdą minutą było coraz więcej chmur. Kiedy dotarliśmy na punkt widokowy przy samym szczycie , drugim najwyższym na `Maderze, była cały pokryty chmurami. Pierwszy raz byliśmy tam w taką pogodę. Wietrznie i zimno już bywało. Tym razem było jeszcze bardzo wilgotno. I pole widzenia bardzo skąpe.


Po krótkim cieszeniu się dzieciaków wspinaniem na sam szczyt punktu widokowego ruszyliśmy dalej.
Parque Temático da Madeira
Z powodu utrzymującego się zachmurzenia zrezygnowaliśmy ze spaceru Levada dos Balcões, którą można przejść nawet z wózkiem dziecięcym.
Pojechaliśmy dalej, miejscami bardzo krętą i stromą drogą, do miejscowości Santana i znajdującego się tam parku rozrywki, skierowanego przede wszystkim do rodzin z dziećmi.

Baśniowe widoki na wjeździe do Santany.
W parku tematycznym byliśmy na pewno przy pobycie na Maderze w 2020. Przyznam, że trochę się tam zmieniło od tego czasu.
Jako pierwsze odwiedziliśmy kino z ruszającymi się fotelami, bo akurat miał się zacząć pokaz. Pod drzwiami musieliśmy jednak poczekać dodatkowe 15 min, bo przed nami weszła grupa zajmująca całą salę. Tzn. nie całą, tylko te 20 miejsc, które jednorazowo uruchamiają.
Przy poprzednim pobycie był inny film, coś w stylu podróż poślubna i atrakcje Madery.
Tym razem film był zrobiony á la gra komputerowa. Główny bohater zaliczając kolejne atrakcje zdobywał kolejne elementy stroju ludowego Maderczyka. Najfajniejszy był chyba moment zjazdu toboganem z Monte- poruszające się fotele dobrze oddawały dynamikę tego zjazdu. Może się nawet kiedyś skuszę w rzeczywistości.
Nową częścią jest mini zoo z wieloma zwierzakami. Dzieciaki podkarmiały je trawą. Poza widocznymi poniżej owcami i tabunem królików, są jeszcze lokalne krowy, kozy, ptactwo domowe i strusie. I staw pełen dużych ryb, ale te już były poprzednio. Jeszcze pawie przechadzały się po terenie parku.
Dla dzieciaków radocha. Ja karmieniem czy głaskaniem futrzaków też nie pogardzę.


Nowy dla nas był też plac zabaw w hali. Z interaktywną częścią pokazującą, jak powstaje cukier z trzciny cukrowej i jak powstaje mąka.
Z tą częścią, która miała pokazywać wytwarzanie cukru, mieliśmy małą wtopę. We czwórkę dorosłych uznaliśmy, że jest to element rzeczywiście interaktywny i że możemy w prasie leżącą obok trzcinę zmielić. Już miałam palcem spróbować sok, który udało się wycisnąć z trzciny mężowi, kiedy nagle pani bileterka od tej sali nas powstrzymała. Okazało się, że to raczej wszystko na pokaz leży. Można sobie popatrzeć, ale akurat niekoniecznie mielić. Trzcina rzeczywiście nie wyglądała na super świeżą, ale dla dobra nauki gotowa byłam się poświęcić. No cóż. Z głupimi uśmiechami poszliśmy dalej.
Sam plac zabaw w porządku. Huśtawka. Małe linarium. Równoważnia. Ścianka wspinaczkowa. Drabinki. Dobra alternatywa na odpoczynek od drobnego deszczu padającego na zewnątrz. Zwłaszcza, że podwórkowe place zabaw, które pamiętaliśmy, jako bardzo fajne, były ogrodzone taśmą i nieczynne.
Była też chwila dla dzieciaków w labiryncie z krzewów. Sporo urósł od ostatniego razu.
Po tych atrakcjach mężczyźni się oddzielili, a my ruszyłyśmy jeszcze w podróż w poszukiwaniu Madery. Pawilon G, chyba. To miejsce już poprzednio zapamiętałam, jako bardzo fajne. Przejażdżka łódką po szynach, gdzie przez chwilę możesz poczuć się jak podróżnik i odkrywca wyspy.



Dzięki temu, że faceci już czekali przy wyjściu z parku, a my miałyśmy ich bilety, mogłyśmy z przejażdżki skorzystać dwa razy. Bardzo się dziewczynkom podobało. Gdybyśmy miały więcej biletów, pojechałybyśmy jeszcze raz.
Atrakcji na terenie parku jest więcej. Nie ze wszystkich tym razem skorzystaliśmy. Można trafić na pokazy pracy lokalnych twórców- wikliniarza, hafciarek, garncarza. Za 1 e można popływać łódką wiosłową po stawie. Są też symbole Madery w skali makro- fajne do robienia sobie zdjęć.
Z pobytu w parku wnioski różne. Mąż zapowiedział, że więcej już tam nie pojedzie. A ja w sumie, z dzieciakami, czemu nie. Tylko przy lepszej pogodzie i z zapasem prowiantu.
Restaurante Gale- Santana
Prosto z parku, wszyscy już nieźle wygłodniali (jak długo można się żywić bananami?), ruszyliśmy do Restaurante Gale w Santanie, oddalonej kilka minut jazdy autem. Tym razem podaję z nazwy, bo mogę śmiało polecić. Lokal niezbyt duży i niezbyt atrakcyjny wizualnie. Ale obsługa miła i zabawna. Zamówione jedzenie podawano sprawnie i smaczne. Do tego kucharz i właściciel lokalu w jednej osobie wychodził do nas dwa razy. Najpierw zapytać, czy nam smakuje, a na koniec pogadać o restauracji. Bardzo fajne doświadczenie.

W niedzielę nasz zwyczajowy poranny spacer do kościoła. I kolejne miłe spotkania z futrzakami.

Potem pożegnanie jednych znajomych wracających do Polski, powitanie kolejnych, którzy przylecieli pierwszym bezpośrednim lotem WizzAir z Warszawy i popołudnie z Młodszą i jej koleżanką na basenie osiedlowym.
Tydzień zakończyliśmy oglądaniem zachodu słońca z tej skały na Formosie widocznej na pierwszym zdjęciu tego artykułu. Dzieciaki się wspinały, a my jedliśmy gorące kasztany, po raz pierwszy upieczone samodzielnie w domu.

Wiele jest pięknych miejsc na świecie. To które teraz najbliżej poznajemy, i którym chcę się dzielić w zdjęciach i opisach, to Madera.
Zachęcam do obserwowania mojego profilu na Instagramie. Umieszczam tam krótkie relacje z naszego poznawania wyspy.
Dopiero uczę się mediów społecznościowych.
I nie chcę ich używać nadmiernie.
Doceniam jednak, że jest to fajny sposób na podzielenie się pięknem, które jest nam dane prawie na codzień oglądać.