Poznaj nasze cotygodniowe przygody czytelnicze 11/ 2023

Po powrocie z Porto zaskoczyło nas, że już tak ciepło na Maderze i pogodnie. W porównaniu z zeszłorocznym marcem, kiedy spadł nawet śnieg, widoczny na górach nad Funchalem, jest bardzo przyjemnie.

Zaczął się jednocześnie sezon na prawie codzienne kąpiele w basenie najmłodszej pociechy z córką sąsiadów. A potem nie można ich rozdzielić, więc dużą część dnia spędzają razem u nas lub u nich.

Mimo to znajdujemy czas na czytanie. Czy rano, czy wieczorem czy jakieś chwile w ciągu dnia- dzieci spędzają z książką w ręku ( lub uchu;)).

Garfield. Tłusty koci trójpak. Tom 1. Jim Davies

Do tego komiksu lubi wracać i Starszak, i Młodsza. Córce służy do nauki czytania, bo teksty są w nim samymi dużymi literami. Ale ostatnio chce też bym ja jej czytała na dobranoc.

Idziemy za Tobą przez Wielki Post do Zmartwychwstania. D. Łoskot- Cichocka, M. Kita

Już połowa książki za nami. Połowa Wielkiego Postu. Teraz czytamy wieczorem, a nie rano, jako element wieczornej modlitwy.

Detektyw Wróbel i złamane pióro. T. Samojlik, A. Wajrak

Tu nowość w naszej biblioteczce. Prezent od taty, przywieziony z Polski.

Nowa książka zgranego duetu, panów Samojlika i Wajraka. Całą wcześniejszą serię o Nie-umarłym lesie( Puszczy Białowieskiej) znamy i cenimy.

Nowa seria jest o ptakach w mieście. Mi, jako ptakolubowi, pasuje.

Komiksowe przygody ptaków autorstwa pana Samojlika są zabawne, a teksty pana Wajraka merytoryczne i poszerzające wiedzę o ptakach.

SeaLife Porto. The Guide to fantastic discoveries!

Krótka książeczka z akwarium odwiedzonego w Porto. Poszerzamy wiedzę o oglądanych zwierzakach, a przy okazji ćwiczymy angielski.

Niepojęty. 100 opowiadań o Bogu i nauce. Louie Giglio

Czytanie tej książeczki zbliża się zdecydowanie ku końcowi. Zostało nam chyba na tydzień opowieści. W kolejne części zaopatrzymy się dopiero w czasie wakacyjnego pobytu w Polsce. Oj, ciężkie walizeczki znowu będą.

Kamila i konie. Tom 2. Mistrzowie. L. Mésange, Turconi

To też ostatni prezent od taty. Opowieści w drugim tomie są na tyle zabawne i zachęcające do jazdy konnej, że planujemy rodzinną naukę jazdy konnej w wakacje. Mam nadzieję, że uda się ten plan zrealizować.

Astrid Lindgren. Audiobooki.

Czasowi wolnemu i zabawom manualnym z plasteliną i klockami, w tym tygodniu towarzyszyła n znowu Pippi oraz rodzinka i przyjaciele z wyspy Saltkrakan.

Nie da się ukryć, że wspomnienia dzieciństwa mojej córki będą mocno nasączone historiami Astrid Lindgren i głosem Edyty Jungowskiej.

Dobrze, że istnieją książki. Umilają nam czas, poszerzają wiedzę, odstresowują, czasem ładnie pachną. Nie wiem, czy mają jakiekolwiek wady.

Chyba, że fakt, iż autor może w nich umieścić to, co szkodzi człowiekowi. Ale w tym już rola nas, rodziców, by wychować świadomego czytelnika, potrafiącego dokonywać wyboru dobrych lektur.

Porto- po raz pierwszy i ostatni?

Po dłuższym, ciągłym pobycie na Maderze wybraliśmy się w końcu na kontynent.

Wybór padł na Porto. Po pierwsze, bo dość blisko. Po drugie, bo mamy tam loty bezpośrednie liniami TAP Portugal ( a od zeszłego roku mamy tak jeszcze trochę pieniędzy zamrożonych w voucherach po odwołanym wyjeździe). Po trzecie, bo jeszcze tam nie byliśmy.

Przed wylotem mieliśmy możliwość podziwiania pięknego wschodu słońca. Przez bardzo brudne szyby lotniska. Mimo tego, widowisko było spektakularne.

Po sprawnym, dwugodzinnym locie, dotarliśmy do Porto. Szybkie zameldowanie w hotelu w pobliżu Starówki, pozostawienie bagażu i wyruszyliśmy w poszukiwaniu posiłku, do knajpki z polecenia recepcjonisty hotelu.

Najbardziej znaną w tej chwili potrawą w Porto jest Francesinha, kanapka z pieczywa tostowego z kilkoma rodzajami mięsa i sera, polana sosem na bazie piwa. Taki lokalny fastfood. Bardzo sycący, ale ciężki. Jak dla mnie, to jednorazowa przygoda kulinarna.

Pod koniec, zaciekawieni, co też inni goście jedzą z żeliwnych garnuszków, dostaliśmy jeszcze do degustacji kolejną lokalną potrawą. Tripas. Czyli w sumie nasze flaczki. Z dodatkiem fasoli, kiełbasy, mięsa wieprzowego. Nawet smaczniejsze niż kanapka, ale już nie mieliśmy siły tego zjeść.

azulejos

W sumie byliśmy w Porto pięć dni. To naprawdę dużo czasu na wiele kilometrów spacerów. Nie mieliśmy ambicji zwiedzenia wszystkich atrakcji turystycznych, ale udało się sporo. Mimo niesprzyjającej pogody. Dwa dni dość mokre były.

Jedną z głównych atrakcji są kościoły z fasadami, ale też wnętrzami ozdobionymi obrazami w odcieniach błękitu, na płytkach ceramicznych, azulejos. W naszych spacerach napotkaliśmy ich kilka. Tylko do niektórych udało się  zaglądnąć.

Katedrę zwiedziliśmy dopiero za drugim podejściem. Pierwszego dnia było tak wietrznie, że tylko przeszliśmy obok i ruszyliśmy w dół, zagłębiając się w wąskie uliczki Ribeiry.

Sama katedra zaskoczyła mnie w sumie surowością i prostotą wnętrza. Tylko ołtarze były bogato zdobione. A pozostałe ściany wewnątrz i na zewnątrz to dominująca szarość. Ale przyjemna. Dzięki niej dało się odczuć wieki przeszłe. Wspięliśmy się też na wieżę, po dość wymagających schodach.

Po katedrze zwiedziliśmy jeszcze sąsiadujący dawny Pałac Biskupi. Z czasów, kiedy urząd biskupa, był niemal równy z urzędem księcia. Reprezentacyjna klatka schodowa urzekła mojego męża.

Zakończyliśmy spacerkiem przez słynny most Luis I ( walcząc z porywami wiatru) na punkt widokowy przy dawnym klasztorze Serra do Pilar, obecnie wykorzystywanym do celów wojskowych. Ciekawszy okazał się jednak spory plac zabaw w sąsiednim parku.

Widok z okna pałacu na Ponte Luis I

W czasie pieszych wędrówek po Porto można zobaczyć wiele ciekawych detali. Wystarczy mieć oczy otwarte i uważne spojrzenie.

Początek marca to już w Porto istna wiosna. Na skwerach i w parkach nacieszyć można oczy pięknymi kolorami i kształtami.

Jako, że nie samymi zabytkami rodzina żyje, w czasie wycieczki z dziećmi uwzględniać należy też inne atrakcje. My zdecydowaliśmy się na akwarium Sea Life nad oceanem.

Miło spędzone dwie godzinki. Koszt dla rodziny jest spory, ponad 50 e. Ale bilet jest całodzienny. Teoretycznie można wyjść i wejść, ile razy się chce.

Trafiliśmy na opowieść o mieszkańcach dużego akwarium, w którym rządzi 21 letnia żółwica. Specjalnie dla nas miła pani opowiedziała po angielsku, a potem zaczęła opowieść po portugalsku dla grup szkolnych.

Plus, w trakcie zwiedzania można było wyjść na zewnętrzny plac zabaw.

Przyjemnie było pooglądać płaszczki bawiące się w odkrytym basenie. Pierwszy raz widziałam, żeby pływała na plecach, częściowo wynurzona, chlapiąc wodą.
Dopiero w domu z kupionej książeczki dowiedzieliśmy się, że płaszczki bardzo mocno gryzą. W końcu to kuzynki rekinów!
Dobrze, że oparliśmy się pokusie włożenia ręki do basenu. A pokusa była duża, zwłaszcza, że nikogo z obsługi w tej sali nie było.

A najfajniejsza była możliwość dotknięcia w małym basenie skalnym jeżowca, rozgwiazdy i „ogórka morskiego”. Nigdy nie miałam okazji dotknąć tych zwierząt. A widząc je w naturze, szerokim łukiem je omijałam, bojąc się ich po prostu.

Jedyny minus, jak w większości takich miejsc, to przy wyjściu sklepik i mini sala zabaw ( małpi gaj), z której bardzo ciężko było wyjść najmłodszej uczestniczce wyprawy.

Jakby chodzenia w akwarium było mało, zafundowaliśmy sobie kilkugodzinny spacer powrotny wzdłuż wybrzeża oceanu, a potem brzegiem rzeki Duoro.
Dobrze, że trafiliśmy na miłą kawiarnię, w której podreperowaliśmy siły, a po kolejnych kilometrach wsparliśmy się opakowaniem 12 mini lodów z marketu, które to dzieci najmilej wspominają.

Jakby tego było mało, zamiast taksówki, wybraliśmy azymut na Kryształowy Pałac, kopułę widoczną na wzgórzu w oddali.


Był to spacerek pod górę. Brukowaną drogą przypominającą mi rzymską ( z czasów cesarstwa) drogę we Włoszech. Ciekawa okolica, z ładnymi widokami. Sam Kryształowy Pałac okazał się czymś w rodzaju hali wystawienniczej, z punktem widokowym na górze. Ale widoków mieliśmy już dość. Zadowoliliśmy się czytaniem gazety na ławce ( nastolatek), podziwianiem pawi (rodzice) i wspinaniem na drzewa ( najmłodsza).

Jako, że okazało się, iż od hotelu dzieli nas już tylko 20 minut pieszo, ruszyliśmy dalej. Tym razem w dół, mijając tylko i ignorując kolejne atrakcje turystyczne: Wieżę Kleryków i księgarnię Lello.

Jeden dzień poświęciliśmy na wyprawę do Bragi. Wybraliśmy się z dworca São Bento, który jest pięknie udekorowany obrazami z płytek, niebieskich i kolorowych.

Zaskoczył nas koszt biletów. Bardzo pozytywnie. 13,3 euro za przejazd w dwie strony dla całej rodziny. Fakt, że podróż trwała 1:20 w jedną stronę, a nie 45 min, jak autem. Jednak podróż była o wiele ciekawsza i przyjemniejsza.

Jak się później okazało, pociąg był główną atrakcją dnia.

W Bradze zwiedziliśmy tylko dziedziniec katedry. Do samej katedry nie mogliśmy wejść, akurat trwała celebracja.

Potem jeszcze spacer po mieście, przekąska, i dwa place zabaw i byliśmy gotowi do podróży powrotnej pociągiem.

Ostatniego dnia lot mieliśmy dopiero wieczorem. Po wymeldowaniu się z hotelu, z dwiema walizkami ruszyliśmy na kolejną wyprawę, w kierunku jasnych plaż nad Atlantykiem i dużego parku miejskiego wypatrzonego na mapie Porto.

Podróż autobusem, piętrowym, również miała swój urok. Tu już cena przejazdu w porównaniu z tą pociągu, nie była tak miła. 2,5 euro za bilet kupiony na pokładzie autobusu dla każdej osoby.

Po wyjściu z autobusu zaskoczył nas deszcz. Zrobiliśmy sobie krótką przerwę w knajpce. Rozpogodziło się i poszliśmy nad ocean. Widoki piękne, plaża ogromna i jasna. Tylko ten wiatr. Nie dało się zbyt długo spacerować. I tak zakończyło się zaprószeniem jednego oka piaskiem i długim płaczem córki.

Dobrze, że na koniec dotarliśmy do parku. Tam było o wiele bardziej zacisznie. Zielono, trzy jeziorka, ptaki, kwiaty. Miło spędzony czas. Przypomniała mi się Polska. Morza i oceany są piękne, ale czas nad spokojną, słodką wodą też ma swój urok.

Po długim spacerze, z walizkami, udało się nam wyjść z parku i zamówić Bolta na lotnisko.

Jeszcze tylko 3 h spacerowania po lotnisku i kolejny sprawny lot na Maderę. Tym razem też udało się bez opóźnień.

Podsumowując, wycieczka do Porto była dość udana. Miło spędziliśmy czas, mimo niezbyt sprzyjającej pogody.

Porto jednak nas jakoś szczególnie nie urzekło. Nie na tyle, by zwiedzać je po raz kolejny. Może kiedyś, późniejszą wiosną czy latem, bym się tam jeszcze wybrała, zobaczyć, jak wygląda zielone i ciepłe.

Ewentualnie jeszcze mogłabym się wybrać, by coś załatwić. Na przykład zakupy w sklepie „Gastronomia słowiańska”, gdzie dzieci chciały kupić każdy produkt z polską etykietą, mi marzyła się kiszona kapusta( od Ptasiego Mleczka dzielnie odwróciłam wzrok), a kasjerka mówiła do nas po polsku (wzrusz).

.

Poznaj nasze cotygodniowe przygody czytelnicze 10/2023

Dzisiaj błyskawiczne, tylko zdjęciowe, podsumowanie ostatniego czytelniczego tygodnia.

Trwa nasza rodzinna wycieczka do Porto. I czas odpoczynku od ekranów. Niektórzy odpoczywają zupełnie. Niektórzy częściowo.

Za tydzień podsumowanie będzie z dłuższymi opisami.

Poznaj nasze cotygodniowe przygody czytelnicze 9/2023

Marzec, março. Jeszcze chwila, jeszcze moment i zacznie się maderskie lato, pora sucha. Już jest o wiele cieplej, zwłaszcza w dni bezdeszczowe, kiedy wilgotność powietrza jest ciut niższa.

Mimo przyjemnej pogody, ostatni tydzień był dość domowy. Przez kilka popołudni odwiedzały nas koleżanki córki. A w ciągu dnia załatwialiśmy różne sprawunki, wpasowując w międzyczas szkolne zadania.
Nie pałam szaloną sympatią do zakupów. Jak coś jest potrzebne, to staram się planować maksymalnie jeden sklep, kierunek, dziennie. Tyle jestem w stanie znieść w miarę dobrym humorze. Zwłaszcza, że w tych wyprawach towarzyszy mi zwykle przynajmniej jedno dziecko.

Nasze wybory czytelnicze przeniosły nas w tym tygodniu w różne kierunki.

Przygoda dzika Toniego Halika. Mirosław Wlekły

Statkiem i pirogą płynęliśmy z głównym bohaterem rzekami Brazylii, zachwycając się florą i fauną. Niektóre zwierzaki i rośliny z opowieści znamy z naszych dotychczasowych wielu wizyt w ogrodach zoologicznych, botanicznych czy akwariach. Inne są dla nas nadal niespodzianką, choć możemy czytając niemal od razu sprawdzić w internecie, jak rzeczywiście wyglądają.

Pamiętam czytane w dzieciństwie, znalezione na strychu u babci, stare książki mamy.
Wakacje na wsi, strych nad letnią kuchnią rozgrzany i duszny. A na nim karton pełen skarbów.
Tomek wśród łowców głów, Alfreda Szklarskiego zapadł mi szczególnie w pamięć. (Jest chyba jeszcze ten egzemplarz w domu mamy, w stanie znacznej rozsypki.)
To była przygoda! Te ilustracje i opisy przyrody, i długaśne przypisy naukowe drobnym druczkiem. Żadnego z tych zwierząt nie widziałam wtedy na własne oczy. Może część w telewizji i w encyklopediach. Nasze dzieci żyją w zupełnie innych czasach.

Świętujemy z liczbą Pi. Anna Cerasoli

Wchodzimy głębiej w temat, a jeszcze nie dotarliśmy do samej liczby Pi. Za to ostatnio poznaliśmy twierdzenie o sumie kątów trójkąta. Nie powaliło pierwszoklasistki zachwytem. Bardziej podoba się jej kontynuowana w kolejnych rozdziałach opowieść o Archimedesie.

Niepojęty. 100 opowiadań o Bogu i nauce. Louie Giglio

Ta książeczka gości tu już długo. Nie chcę jej jednak pomijać w tych cotygodniowych podsumowaniach. Przypomina mi, że i czytanie, i nauka czegokolwiek, to proces. Wytrwałe powtarzanie, nawet codzienne, do osiągnięcia wprawy, umiejętności czy wiedzy.
Ostatni zachwyt z tej lektury- zdjęcie Błękitnej kropki, Ziemi, zrobione przez Voyager 1 przed 30 laty z odległości 6,4 mld km. Takie maleństwo względem Układu Słonecznego, a to cały nasz dom.

Czasami córka wyciąga archiwalne numery czasopism. Tym razem padło na listopadowy numer Stasia. Poczytałyśmy legendy o świętych oraz teksty o Polsce.

Idziemy za Tobą przez Wielki Post do Zmartwychwstania. M. Kita, D. Łoskot- Cichocka

Pierwszy tydzień Postu z tą pozycją, to rozpoznawanie znaków.
Chmura, drzewo figowe, ziarno, chleb, baranek, góra to znaki, którym się przyglądaliśmy i odkrywaliśmy, co się za nimi chowa.

Pełna chata. Psie szczęście 2. Anna Lasoń- Zygadlewicz, czyta: autorka

Kolejny tom przygód Nero i jego psiej rodzinki w postaci audiobooka. Rodzinka się powiększa i przeżywa kolejne przygody.
Bohaterowie tej książki już na stałe weszli nie tylko do naszej biblioteczki, ale też do naszego rodzinnego języka.

Cukierku, ty łobuzie! Waldemar Cichoń, czyta: Janusz Zadura

Tej książeczki nie znałam. Za czasów edukacji wczesnoszkolnej Starszaka nie była chyba jeszcze lekturą szkolną. A jest to dzisiejsze odkrycie i strzał w dziesiątkę. Prawie dosłownie, bo dzisiaj córka przesłuchała 9 z 10 wydanych części. Każda to około godzina. Można sobie wyobrazić, jak bardzo domowy mieliśmy dziś dzień.
Wybór audiobooka został dokonany najpierw dzięki kotkowi na okładce. Ale kolejne części, to już zaciekawienie i rozbawienie przygodami książkowej rodzinki ludzko- kociej oraz sympatia do udanej interpretacji lektora. Oj, coś czuję, że na jednokrotnym przesłuchaniu serii się nie skończy.

Madeira. A short ilustrated history. By Madeira Story Center

Nowy nabytek w naszej biblioteczce. Krótka historia Madery skierowana do turystów. Przeczytałam z zaciekawienie. Dowiedziałam się sporo nowych rzeczy.
Moim zdaniem przydałoby się odświeżenie pozycji, dodanie nowych zdjęć do działu o współczesności. Więcej ciekawostek skierowanych do młodszych odbiorców.
I przydałaby się polska wersja językowa (choć mi osobiście nie przeszkadza czytanie po angielsku) Zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że Polacy są piątą, co do liczebności, grupą turystów odwiedzających Maderę. Więcej jest tylko z Portugalii, Wielkiej Brytanii, Niemiec i Francji.

Irlandzkie Łąki. Susanne Anne Mason

To z kolei przyczyna kolejnej zarwanej nocy. Autorka, której jeszcze nie znałam. Sama gatunek swojej twórczości określa, jako „romans posypany wiarą” (ang. Romance Sprinkled with Faith). Polecała jej książki Magdalena Marchlewska na swoim profilu instagramowym, dziewczynko_mowie_ci_wstan.

Historia wciągająca, kostiumowa (tak nazywam dla siebie książki, których akcja nie toczy się we współczesnych czasach), o prawdziwej miłości, pokonywaniu trudności i z happy- endem. Bardzo dobry środek relaksujący. Aplikować w rozsądnej dawce, i tylko, jeśli na drugi dzień nie potrzebujesz wcześnie wstać.

Cieszę się, że wzięłam sobie do serca radę koleżanki (Dzięki, Iza!), by pisać tu nie tylko o książkach z literatury dziecięcej. Warto nie dospać jedną noc w tygodniu, by poeksplorować inne światy i czasy.

Co ciekawego w naszej edukacji domowej w lutym?

Strasznie krótki ten luty, niby tylko 3 dni krótszy od stycznia, a mi jakby całego tygodnia zabrakło. Dobrze, że jest ta chwila na spojrzenie wstecz i podsumowanie. Docenienie i tego, co dobre, przyjemne, i tego, co trudne.

W edukacji domowej pierwszoklasistki naszej nadal dominuje unschooling, w rozumieniu braku form nauki stricte szkolnej, podążanie za zainteresowaniami, przyzwolenie na wypełnianie części czasu tym, co sama wybierze. A wybiera głównie:

  • spotkania z koleżankami( co ma często wymiar edukacyjny mimowolny, bo ich większość nie mówi po polsku)
  • Lepienie z plasteliny
  • Budowanie z Lego
  • Słuchanie audiobooków
  • Czytanie książek ( coraz więcej czyta sama)
  • Słuchanie książek i innych tekstów czytanych przez mamę
  • Skakanie po kanapie i fikołki
  • Granie w szachy ( uczenie mamy i koleżanek)
  • Gry, kodowanie, budowanie na tablecie
  • Planszówki i karcianki
  • swobodna zabawa z wyobraźnią

Stricte szkolne umiejętności ćwiczymy raz na kilka dni, jak się uda przysiąść. Dużo wiedzy wchłaniane jest przy czytaniu książek i rozmowach wszelakich.

Nauka w siódmej klasie jest już dużo bardziej sformalizowana. Egzaminów do zdania sporo( w sumie -naście). W tym miesiącu syn zdał dwa. Historię i język polski. Ten drugi, to jakoś tak z rozpędu, bo z założenia język polski, matematyka i języki obce, to przedmioty u nas całoroczne.

Do zdania został jeszcze drugi język obcy ( francuski, syn uczy się sam z aplikacją Memrise), geografia ( nauka w trakcie), matematyka oraz biologia i fizyka, jeszcze nie ruszane. A czas na zdanie do końca maja.

Co ciekawe zdać egzaminy mógłby wcześniej. Jako, że są to egzaminy klasyfikacyjne, nie obejmują np. całego materiału konkretnego podręcznika, ale podstawę programową dla tego przedmiotu na dany poziom edukacyjny.

To we mnie, jako głównej odpowiedzialnej za edukację domową naszych dzieci, jest jakaś potrzeba przerobienia przez dziecko całości materiału. A syn mój tej potrzeby nie ma. I po zdaniu egzaminu do materiału już nie wraca, bo nie widzi takiej potrzeby. No cóż. Pocieszam się w tych chwilach faktem, że gdyby chodził do szkoły, też nijak nie byłabym w stanie przekazać mu swojej sympatii do słowa pisanego w podręcznikach czy do zadań matematycznych. I robiłby tylko to, co by chciał, czy co nauczyciel by wymusił.

Jest to pewna wiedza o sobie wyniesiona z kurso- warsztatów „Jak odszkolnić się w edukacji domowej?” przeprowadzonych swego czasu przez Kornelię Orwat , gdzie dużym elementem był temat odszkolnienia się rodzica.

Autorka czytanego teraz tekstu osobiście w szkole kwitła, całkiem dobrze pasowała do ówczesnego systemu edukacji. Jeden z minusów tego wpasowania, to wyrównana sympatia do wszystkich przedmiotów i brak czasu oraz chęci na skupienie się na jednej konkretnej dziedzinie czy pasji. Poza czytaniem książek, nałogowym niemal i pisaniem ( brzydkim pismem) znacznych ilości listów, pamiętników i długich prac z języka polskiego. Po szkole średniej mi na długo przeszło. Dopiero od jakiegoś czasu wracam do pisania, między innymi na tym blogu.

Tak więc, moje odszkalnianie w edukacji domowej trwa. Aczkolwiek przychodzi z trudem. Niełatwo zaakceptować, że pierworodny potomek nie jest tak, jak mama, zachwycony możliwością rozwikływaniu równań matematycznych czy analizowania, co autor wiersza miał na myśli. Jest jednak wdzięczność, że miłość do słowa czytanego przekazać się udało( przykładem własnym i godzinami spędzonymi na czytaniu mu od tzw. kołyski).

Czyta mnóstwo sam. Ostatnie odkrycie to seria Felix, Net i Nika. Czytał niektóre dużo wcześniej, ale teraz jest na poziomie „To najlepsze książki, jakie czytałem!”.

Co więcej w tej naszej edukacji domowej w lutym?

Spotkania ( rodzina, znajomi, sąsiedzi) planowane, spontaniczne i przypadkowe.

Karnawał na Maderze. Starszy niż w Rio. W końcu skądś do tego Rio został przywieziony.

Aktywności różne ( muzea, plaża, spacery, natura, znaleziska, codzienność- sprawunki, obowiązki itp)

Środa Popielcowa na Maderze i początek Wielkiego Postu.

Katedra, Funchal

Wystawa dzieł sztuki „Solidarity, Islands 2023” , rozpoczęcie w rocznicę ataku Rosji na Ukrainę. Trwa do 31 marca 2023, w Art Center Caravel. Na ich stronie jest wirtualna wersja wystawy.
Część wystawy na I piętrze na prawo od wejścia odradzam zwiedzać z dziećmi. Jest moim zdaniem makabryczna i niepokojąca. Nie jest to coś, czego szukam w sztuce, i co chciałabym pokazywać moim dzieciom.
Jednak mój 13latek, mimo moich ostrzeżeń, zdecydował się ogladnąć. I przez dłuższą chwilę nie mógł się otrząsnąć. Potrzebował czasu, by innymi obrazami zmazać te przykre wrażenia.

To co było bardzo fajne, to możliwość spotkania twórców obrazów i innych dzieł.

Miesiąc luty skończyliśmy bez męża i taty, który w sprawach biznesowych poleciał na ponad tydzień do Polski.

Z wdzięcznością patrząc w przeszłość, ruszamy w kolejny miesiąc.
Będzie się działo. W planie pierwsza wycieczka z Madery w tym roku- kierunek Porto. A na koniec jeszcze może tydzień z dzieciakami w Polsce?

Poznaj nasze cotygodniowe przygody czytelnicze 8/2023

Wielki Post się zaczął kilka dni temu, choć Madera jeszcze ostatni dzień karnawałem żyje.

Trochę dziwnie przeżywa się te różne okresy roku, też liturgicznego, w prawie niezmiennej aurze i okolicznościach przyrody Madery. W klimacie umiarkowanym kontynentalnym, jak w Polsce, jest więcej tych znaczących zmian, które odnosimy też do swojego życia.

Te jesienne zbiory i obumieranie, nostalgia, zasypianie. Odpoczynek zimy. Napięcie przedwiośnia. Wypatrywanie, wyczekiwanie oznak wiosny. Kwietniowo-majowe szaleństwo rozwoju roślin, kwitnięcia. Letni wzrost, dojrzewanie stopniowe, życie na zewnątrz, bo ciepło.

Na Maderze jest to dla nas o wiele mniej widoczne. Jest bardziej stało, mało zmiennie, stabilnie. Ale wybija to też z pewnych przyzwyczajeń myślowych i pozwala skupić się na istocie rzeczy.

Jednak, zarówno w zmienności przyrody w Polsce, jak i w stałości na Maderze, książki w naszej codzienności i domowej edukacji są ciągle obecne.

Rzeka czasu. Podróż przez historię świata. Peter Goes

Wyciągnęliśmy kolejną książkę z zapasów przywiezionych z Polski. Wzbudziła duże zainteresowanie córki. Odnajduje tam niektórych znajomych z książki Jak dawniej żyły dzieci czy z książeczki o liczbie Pi ( słynne „Eureka!”).
Ciekawe są ilustracje, takie prawie monochromatyczne. Dzięki temu zabiegowi, mimo mnogości postaci i zdarzeń, czytelnik nie czuje się aż tak przytłoczony.
W tym tygodniu dotarłyśmy do starożytnej Grecji.

Idziemy za Tobą przez Wielki Post do Zmartwychwstania. Dorota Łoskot- Cichocka, Marek Kita

To pozycja bardzo wartościowa w naszej biblioteczce. Towarzyszy już nam w tym okresie wielkopostnym po raz czwarty. Rozważania są zwięzłe. Jednak nie dziecinne. Każde z nas wyciąga z nich coś dla siebie.
Co ważne, zaplanowana jest na Wielki Post, Wielki Tydzień w Świętym Mieści oraz Oktawę Wielkanocną, aż do Święta Bożego Miłosierdzia.
Do książki można dokupić planszę i książeczkę z postaciami czy symbolami do wycinania. Mieliśmy dwa razy. W zeszłym roku, ze względu na pobyt na Maderze, planszę narysowałam samodzielnie, a codzienne obrazki dorysowywaliśmy. W tym roku skserowaliśmy jedną stronę z książki i na niej dorysowujemy elementy z kolejnych dni.

Przygoda dzika Toniego Halika. Mirosław Wlekły

Pierwsza przygoda opisana w tej książeczce była na tyle dramatyczna i emocjonująca, że dopiero po prawie tygodniu przyniosła córka książkę do dalszego czytania.
Skorzystałyśmy też z okazji by sprawdzić, czy to prawdziwe przygody prawdziwej osoby, czy fantazja pisarza. Oglądnęłyśmy fragment programu „Pieprz i wanilia”, którego pan Tony Halik był współprowadzącym.
Ach, te wspomnienia z dzieciństwa- niedzielnych, rodzinnych chwil przed telewizorem. Jedyne ( poza książkami), dostępne dla mnie wtedy, okno na daleki świat.

Niepojęty. 100 opowiadań o Bogu i nauce. Louie Giglio.

W tym tygodniu czytaliśmy m.in. o dziwnych/wyjątkowych gwiazdach, powstawaniu skał oraz o skórze. Co ciekawe, nie tylko wspaniałość stworzenia, ale często króciutka modlitwa czy fragment Pisma Świętego towarzyszący opowiadaniu, dotyka serca. Nie tylko dziecka, ale też mamy. Cieszy mnie, że są jeszcze kolejne części tej książki.

Świętujemy z liczbą Pi. Anna Cerasoli

Powolutku przechodzimy przez kolejne rozdziały. Nie jest to, moim zdaniem, książka do szybkiego przeczytania dziecku. Fajnie jest pochodzić z zaprezentowanymi problemami matematycznymi, żeby trochę popracowały w umyśle.

Ostatni tydzień to zdecydowanie czas audiobooków. Po dwóch tygodniach licznych spotkań ze znajomymi z Polski, córka upomniała się o czas w samotności, wśród swoich zabawek.
Lepienie z plasteliny, przebudowywanie budowli z Lego, przygody pluszaków z towarzyszącą opowieścią audio, to jest zdecydowanie to, co nasza pierwszoklasistka bardzo lubi.
Do słuchania wybrała po raz kolejny Astrid LIngren przygody Lotty ( 2 książki) i dzieci z Bullerbyn.

Psie szczęście. Anna Lasoń- Zygadlewicz

Potem wróciła do jednego z pierwszych audiobooków przez nią słuchanych. Słuchała wtedy tej płyty ciągle i wciąż od początku, kilka razy przez kilka dni, ćwicząc umiejętność obsługi odtwarzacza CD.
Psie szczęście, historia czytana na początku z papierowej książki przez mamę, a potem już tylko wersja audiobookowa w wykonaniu autorki, skradła serce córki. Ostatnio słyszałam opinię, że nagrania audiobooków w wykonaniu autorów książek nie są zwykle udane, i powinni się tym zajmować profesjonaliści.
W tym wypadku się z tym zupełnie nie zgadzam. Pani Anna wspaniale ożywiła swoje postacie.

Samą opowieść polecam bardzo.
To historia psa Nero, który wchodzi w dorosłe życie i szuka żony, by założyć z nią rodzinę. Bardzo podoba mi się w tej historii to, że zwierzęta pozostają w niej sobą, nie mają jakichś nadzwyczajnych umiejętności.
Poza rozumieniem ludzkiej mowy.
Uczłowieczone są jedynie ich myśli, uczucia, relacje, przeżycia.
Książka pokazuje życie (właścicieli zwierząt i samych zwierzaków) oparte na prawdziwych wartościach. Na przyjaźni, miłości, wierze, rodzinie, wierności, poszukiwaniu prawdy, przebaczeniu. I co piękne, nie czyni Boga Wielkim Nieobecnym, ale pokazuje Go, jako troskliwego, obecnego, bliskiego i dostępnego dla każdego.

Polecam z czystym sercem całą serię. Są już w sumie trzy części, o kolejnych napiszę w przyszłości.

Skarb Calvady. Francine Rivers

W końcu udało mi się przeczytać pełnowymiarową książkę tylko dla siebie i własnej przyjemności. Polecały ją instagramowe znajome.

Od jakiegoś czasu nie czytam już książek bez poleceń od osób, które cenię, z którymi dzielę te same wartości. Nie chcę tracić czasu na pozycje znane, ale nie niosące w sobie wartości, albo kierujące moją uwagę nie tam, gdzie chcę, albo wprost szkodliwe.
To też lekcja przerobiona we wczesnej młodości, kiedy czytałam wszystko, co mi w ręce wpadło.
Z czasem odkryłam, że zbyt mocno przeżywam historie i odciskają na mnie nieścieralny prawie znak. Zwłaszcza dotyczy to dramatycznych historii prawdziwych, np. wojennych czy brutalnych kryminałów. Przestałam je czytać dla własnego zdrowia, bo malowane słowem obrazy zostawały w moim umyśle i sercu na długo, i były źródłem pewnego cierpienia.
Nie znaczy to, że uciekam od prawdy. Wystarczą mi prawdziwe (sic!) fakty. Cenię sobie pracę historyków. Ale te same fakty, opisane we wciągającej opowieści, która mnie w ten świat przenosi, to za dużo. Szczególnie, gdy dobrego zakończenia nie ma.

Z powyższych powodów, kiedy już sięgam po książkę dla siebie (na czas odpoczynku, a nie zdobywania wiedzy), wybieram taką, która napełni mnie dobrem i nadzieją.

Skarb Calvady przeczytałam zarywając większość nocy. Ledwo się oderwałam, by chociaż trochę snu złapać, żeby zrzędliwością na rodzinie nie odreagować. Dokończyłam kolejnego dnia gotując obiad.
Był to dobry czas spędzony w Ameryce pod koniec XIX wieku. Jest to historia pokonywania trudności, radzenia sobie z uprzedzeniami, szukania prawdy, odkrywania miłości i podejmowania działania, nie tylko dla dobra własnego, ale dla dobra całej społeczności.
Nie jest to opowieść cukierkowa, bo czasy takie nie były. Dobrze oddaje realia tamtych lat i społeczeństwa Ameryki po wojnie secesyjnej.
Chętnie sięgnę po kolejne powieści tej autorki, kiedy będę potrzebowała chwili resetu.

Czy warto przylecieć z dziećmi na Maderę w czasie Karnawału?

Karnawał na Maderze spędziliśmy w Funchal. Tu się dzieje najwięcej. Nic dziwnego, przecież to stolica.
Ale w większości miast i miasteczek odbywały się karnawałowe parady, koncerty, różnorakie atrakcje.
Na głównym deptaku w centrum Funchal rozstawiono stoiska z jedzeniem i napojami, głównie wyskokowymi.
Był też duży namiot ze sceną, na której odbywały się koncerty czy przedstawienia. I przez kilka godzin dziennie animacje dla dzieci.

Karnawał w tym roku (2023) trwa od 15 do 26 lutego. Skorzystaliśmy całkiem sporo. Cieszę się, że mogliśmy po raz pierwszy brać w nim udział.
W poprzednim roku chociaż byliśmy na Maderze, to karnawału nie było. Został odwołany ze względów epidemiologicznych.

W tym roku skupiliśmy się na atrakcjach skierowanych do dzieciaków. Zabawy ruchowe, mimowie, wielkie bańki, przedstawienia, malowanie buziek, robienie masek… to tylko niektóre z dostępnych.
Dzieciaków korzystających nie było bardzo dużo, zwłaszcza w ciągu dnia, głównie turyści. A animatorów wielu, więc dzieciaki czuły się naprawdę w centrum zainteresowania.

W piątek odbyła się parada karnawałowa dzieci- poprzebierane dzieciaki z różnych przedszkoli i szkół przemaszerowały przez centrum Funchal.
Było głośno, było kolorowo. Nawet niewielki deszcz nie przeszkodził w paradzie.

Po paradzie dzieci z nauczycielami wróciły do szkół i przedszkoli, a dzieciaki- turyści i dzieci edukacji domowej ( byliśmy z grupką znajomych) poszalały przy dźwiękach orkiestry dętej.

Główną atrakcją karnawału jest parada odbywająca się w sobotę wieczorem główną nadmorską ulicą.
Tam dopiero było głośno, kolorowo i tłumnie.

Rozpoczęło się ze sporym opóźnieniem ponad półgodzinnym. A że nasza miejscówka była na górce przy pałacu São Lourenço, mniej więcej w połowie trasy, to musieliśmy poczekać jeszcze dłużej, zanim czoło parady do nas dotrze.

Oglądaliśmy paradę z pewnego dystansu. Głównie ze względu na dzieciaki. Byliśmy z kilkoma rodzinami znajomymi.
Można było oczywiście 1-2 h wcześniej zająć miejsce przy barierkach albo kupić miejsce na loży widokowej. Jednak żadne z naszych dzieciaków nie wystałoby czy wysiedziałoby kilku godzin w jednym miejscu, po to tylko by patrzeć na poprzebieranych, tańczących ludzi.

A tak, to kto chciał, mógł podejść bliżej, wcisnąć się w tłum i chwilę popatrzeć z bliska na barwny korowód. A potem wrócić do zabawy w ganianego po trawie czy do wspinania się na drzewo z innymi dzieciakami.

My do końca parady nie wytrwaliśmy. Po dwóch godzinach taksówką pojechaliśmy do domu. Ale głośna muzyka z miasta była słyszalna przez okna ( mimo odległości prawie 2 km) przez kilka godzin jeszcze.

We wtorek odbyła się jeszcze parada „Trapalhão”, nazwijmy to w wolnym tłumaczeniu „kpiarzy, błaznów, przebierańców, oszukańców”. Każdy może w niej wziąć udział, również turyści. Warunkiem jest przebranie i zgłoszenie się do zapisu w odpowiednim miejscu i odpowiednim czasie, w dniu parady.

Główne wątki prześmiewcze, które zrozumiałam, mimo bycia obcokrajowcem, to
wątek polityczny, łącznie z włożeniem kukły polityka do trumny i podawanie jej diabłowi,
służba zdrowia doprowadzająca ludzi do śmierci,
i ,ciekawe dla mnie, pogrzeb kości. Skojarzyła mi się ze zwyczajami ludowymi, w niektórych regionach Polski, ale nie ostatkowymi, ale wielkanocnymi- pogrzeb śledzia i żuru. Nie wiem, jakie dla Maderczyków ma znaczenie ten pogrzeb kości (wyglądały jak kości krowiej nogi). Zagadka do sprawdzenia w przyszłości.

Za udział w paradzie Trapalhao można było zdobyć nagrodę w 4 kategoriach.

W pozostałych maderskich miasteczkach różne parady odbywały się w innych terminach. Jeśliby ktoś chciał, mógłby przez cały tydzień oglądać parady w innej miejscowości. Udział w paradach biorą głównie miejscowi ludzie, nie tylko profesjonalni tancerze. Dzieci, młodzież, dorośli, seniorzy, kobiety, mężczyźni, osoby poruszające się na wózkach, o kulach…

Co ciekawe, obchody karnawałowe nie skończyły się przed Środą Popielcową, faktycznym początkiem Wielkiego Postu.
Zaplanowane są do niedzieli. Już bez wielkich parad. Ale z codziennymi koncertami i wieczornymi pokazami grup, które brały udział w paradzie.
Ja osobiście czekam już jednak na ciszę, wszechobecne dźwięki samby z głośników w centrum, po kilku dniach są już dość męczące. Mam wrażenie, że ciągle ta sama płyta idzie.

Podsumowując i odpowiadając na tytułowe pytanie.
Moim zdaniem przynajmniej raz z dzieciakami taką formę karnawałowej zabawy zobaczyć warto. I pokorzystać z tych wszystkich atrakcji zaplanowanych dla dzieci i dorosłych, w które miasto Funchal i władze Madery wkładają wiele funduszy i wysiłku.

A wszystko po to, abyście, Drodzy Czytelnicy, zechcieli na tę piękną wyspę przybyć ( przylecieć, przypłynąć) i razem poświętować.

Poznaj nasze cotygodniowe przygody czytelnicze 7/2023

Karnawał na Maderze rządzi się swoimi prawami, więc nasze ostatnie czytelnicze podsumowanie zamieszczam z opóźnieniem.
Luty obfituje też w spotkania z polskimi znajomymi, licznie odwiedzającymi wyspę, lub mieszkającymi tu na stałe.
Nic dziwnego, że nauka portugalskiego idzie opornie. Zbyt mało ekspozycji na mowę portugalską i zbyt wielu Portugalczyków mówi tu po angielsku.
Przymus szybszego poznania języka jest mniejszy, niż gdybyśmy chodzili tu do pracy w portugalskim środowisku, a dzieci do lokalnych szkół.
Cóż. Portugalski język przyswajamy pomału, ale to nie jedyna rzecz, której się uczymy.

Świętujemy z liczbą Pi. Anna Cerasoli

Do 3.14 (data czternastego marca zapisywana w krajach anglosaskich) trochę jeszcze zostało, ale matematyka jest na tyle interesująca, że sięgnęłyśmy po tę książeczkę. Na razie czytamy rozdziały początkowe, gdzie są też praktyczne zadania do wykonania przez młodszego czytelnika. Dalej ma być podobno temat przedstawiany coraz głębiej. Zobaczymy, do którego rozdziały będzie dla siedmiolatki przyswajalny.

Niepojęty. 100 opowiadań o Bogu i nauce. Louie Giglio

Pozostając w tematyce naukowej, książeczka, która towarzyszyć nam będzie jeszcze przez kilka tygodni. Jej czytanie jest stałym elementem naszej wieczornej rutyny. Każdy rozdział niesie coś nowego lub inne spojrzenie na kwestię już znaną. Króciutkie opowiadania, idealne na małą sesję wspólnego czytania.

Akrobatyka języka, trening Mistrza Języka, wydawnictwo GREG

Krótkie i dłuższe teksty i wierszyki pomagające utrwalać wymowę różnych głosek. W większości zabawne, z towarzyszącymi śmiesznymi ilustracjami. Niektóre naprawdę dla mistrzów języka.
Przypominają mi, że portugalski nie koniecznie jest aż tak trudnym językiem w wymowie.
Naszemu językowi ojczystemu, też pod tym względem niczego nie brakuje.

Żubr Pompik. Odkrycia. Z górki i pod górkę. Tomasz Samojlik

Temat tej części idealny na Maderę.
Rzadko kiedy mamy gdzieś poziomo.
Raczej ciągle idziemy albo z górki, albo pod górkę.
Wyspa jest też idealna do poznawania form ukształtowania terenu.
Dobrze, że ta książeczka podaje proste, żubrze definicje kilku form terenu.
Teraz łatwiej określić, że nie każde wzniesienie w okolicy to góra.

Kamila i konie. Komiks. Tom 1. Mesange. Turconi

Końskich przygód ciąg dalszy. Przygody Kamili i jej towarzyszy ze szkółki jeździeckiej wciągnęły córkę. Ciekawam, czy zaowocuje to jakimś większym zainteresowaniem końmi i jazdą konną? Póki co, nie było żadnych sygnałów w tym kierunku. Może w czasie wakacji w Polsce wymyślimy jakiś krótki, intensywny kurs jazdy dla mamy i dzieci?

Dzień bez książki i przytulasów, to dzień niemal stracony.
A że wspólne czytanie na głos można idealnie połączyć z czasem przytulania, zachęcam do regularnego aplikowania sobie i swoim bliskim obu tych specyfików. Dla zdrowia wzajemnych relacji.

Ogród Tropikalny Monte

Tropikalne Ogrody przy Pałacu Monte (Monte Palace Madeira Museum and Tropical Garden/ Monte Palace Madeira Museu e Tropical Jardim) to jedno z częściej odwiedzanych przez nas miejsc w Funchalu.

Byliśmy tam już całą rodzinką, ze znajomymi, z odwiedzającymi nas gośćmi. Byłam tam też kilka razy sama z dziećmi. Cena nie jest najniższa, 12.5 e, za osobę dorosłą ( styczeń 2023). Ale dzieciaki wchodzą za darmo do ukończenia 15 r. ż. za darmo, więc rodzinnie wychodzi całkiem korzystnie.

Sposobów na dotarcie do Pałacu Monte jest kilka. Autobus, taksówka, kolejka linowa. Do tej pory najczęściej jeździliśmy tam kolejką linową.

Za to powroty mieliśmy różne. Kolejką (szybko), autobusem (długo i kręto), drugą kolejką przez drugi Ogród Botaniczny ( to już bardziej czasochłonna wyprawa, nam się nie udało dwóch ogrodów w jeden dzień zwiedzić). Taksówką i sankami po asfalcie (główna atrakcja turystyczna Monte) jeszcze nie.

Monte znajduje się dużo wyżej niż stacja początkowa kolejki ( teleférico). Wybierając się na wzgórze dobrze jest uwzględnić niższą temperaturę niż przy wybrzeżu oraz większe szanse na chmury i deszcz. Odpowiednie ubranie wskazane dlla komfortowego zwiedzania i spacerowania.

Widoki z kolejki są piękne. Chociaż może się zdarzyć, że widoczne będą tylko chmury.

Segredos da Mãe Natureza/ Sekrety Matki Natury
Skarby z wnętrza Ziemi

Moim ulubionym miejscem jest muzeum minerałów, wystawa Sekrety Matki Natury. Dzieciaki też lubią to miejsce. To fascynujące móc zobaczyć trwałych świadków różnych procesów geologicznych zachodzących na naszej planecie, czy raczej w niej?

Mogłabym tam spędzić kilka godzin. Ale nie miałam jeszcze na to szansy. Każde z nas ma swoje ulubione punkty, a ogród jest rozległy. Pocieszam się za każdym razem, że jeszcze tu wrócę.

Ogród jest położony na zboczu. Zwiedzanie odbywa się najpierw w dół. Potem trzeba jeszcze wrócić. Warto zachować zapas sił, odpoczywać korzystając z ławeczek w ustronnych zakątkach czy przy punktach widokowych. Lub zrobić sobie przerwę w kawiarni, żeby się nie przemęczyć i nie zniechęcić. Zwłaszcza dzieciaków.

Chociaż dla bardzo zmęczonych, jest opcja powrotu do wyjścia autkiem elektrycznym. Do niedawna jeździły takie typu wózki golfowe. A ostatnio pojawiły się już wersje eleganckie, o wiele bardziej pasujące do charakteru ogrodu. Jeszcze nie korzystaliśmy, więc nie znam ceny tej atrakcji. Ale może kiedyś?

Można schodzić do kolejnych partii ogrodu schodkami różnymi. Jest też droga ciut dłuższa do zjazdu z wózkiem.

Ogród ma wiele urokliwych zakątków. Te na zdjęciach, to tylko kilka z nich.

Na terenie ogrodu porozrzucane są różne detale architektoniczne, rzeźby, mozaiki z płytek Azulejos. Za każdym razem jakiś inny szczegół zaciekawia.

Rośliny wypełniające ogród również są rozmieszczone tematycznie. Są zakątki orientalne, tropikalne czy pokazujące roślinność Madery. Przy każdej wizycie otoczenie wygląda trochę inaczej, zależnie od pór kwitnienia różnych gatunków.

Dzieciakom zwykle najbardziej podobają się zwierzaki. Na stawach pływają kaczki i łabędzie. W wodzie miejscami kipi od ryb. Na drzewach (i w kawiarni) królują drobniejsze ptaki.

Przy ostatniej wizycie spotkaliśmy najnowszych mieszkańców ogrodu- flamingi. A w kawiarni po raz pierwszy z tak bliska widzieliśmy rudzika.

Chociaż zwykle po wizycie w Ogrodach jesteśmy dość zmęczeni, to do kolejnej wizyty już o tym zapominamy i cieszymy się na ulubione zakątki i spodziewane nowe odkrycia.

Poznaj nasze cotygodniowe przygody czytelnicze 6/2023

Kiedy przychodzi czas pisania tego podsumowania, zaskakuje mnie, że to już.
Kolejny tydzień minął.

Ale skoro …

Kto czyta książki, żyje podwójnie.

Umberto Eco

…nie ma co się martwić upływem czasu, tylko sięgać po kolejne tomy.

Jak dawniej żyły dzieci. B. Hubbard, Ch. Engel

Skończyłyśmy. Córka słuchała bardzo chętnie ( poza fragmentami o mumiach, w różnych kulturach).

Ja jednak mam pewien niedosyt. Więcej oczekiwałam kierując się tytułem książki.

Niby przewodnikiem po danej kulturze jest dziecko. Ale faktów dotyczących dzieci niewiele. Po kilka ciekawostek charakteryzujących daną kulturę, ilustracje kilku artefaktów( których rzeczywisty wygląd sprawdzałyśmy w internecie).

Spodziewałam się jednak przedstawienie tematu rzeczywiście skupionego na życiu dziecka w danym okresie. Na jego punkcie widzenia. A nie na sepuku samurajów czy zwyczajach pogrzebowych w różnych epokach. Choć to też jest ciekawe. I też było elementem życia dziecka, jak cała kultura, w której żyło.

Jednak dla dzieci, moim zdaniem, akurat te szczegóły nie są fascynujące aż tak bardzo, jak to, co ich rówieśnicy robili na codzień, w co się ubierali, co jedli, jak i czego się uczyli, czy i czym się bawili. Co było dla nich ważne.
Jest trochę takich informacji, ale fajnie by było, żeby w opowieści o każdej kulturze było to tak pokazane.

Zostaje duże pole do popisu dla rodzica, na jego opowieści, wykorzystanie własnej wiedzy i wyobraźni do poszukiwania z dzieckiem odpowiedzi na pytanie, jak wtedy mogły żyć dzieci. W tym konkretnym miejscu. W tym konkretnym czasie. I w tej konkretnie kulturze.

Żubr Pompik. Odkrycia. Pory roku. Tomasz Samojlik

Nasza ulubiona żubrza rodzinka.
Ciekawska i odkrywająca świat i przyrodę.
A razem z nimi my, czytelnicy, zamieniamy się w odkrywców.
Seria skierowana do dzieci w wieku przedszkolnym i wczesnoszkolnym też, moim zdaniem. Nasza siedmiolatka w temacie przyrody jest już mocno obeznana, ale te książeczki czyta i tak z zaciekawieniem.

Temat tej książeczki- pory roku. Czy i która jest najlepsza?
Nie pokrywają się nam z porami roku maderskimi, ale cóż. Przecież pamiętamy doskonale, jak to wygląda w Polsce. Trochę pór roku tam przeżyliśmy.

Na Maderze, w klimacie wyspiarskim i subtropikalnym pory roku są dwie- deszczowa (zima, inverno) i sucha (lato, verão). Na oko różnią się temperaturą powietrza i ilością opadów.
Ale jak się przyjrzeć dokładniej, to i tu nawet z miesiącami związane są zmiany w przyrodzie. Np wiemy już, że warto czekać na kwitnienie jakarandy za oknem w maju (teraz zaczyna zrzucać liście). A teraz jeść anony, póki jeszcze dojrzewają na lokalnych drzewach.
Banany są na szczęście całoroczne tutaj.

Kamila i konie. Tom 1. Lili Mésange, Turconi.

Komiksy świetnie się nam sprawdzają do wprawek w samodzielnym czytaniu. Doświadczenie nam pokazało, że każde dziecko uczy się czytać w swoim czasie.
Syn czytał płynnie i samodzielnie przed 6 urodzinami. Córka ma teraz ponad siedem i zaczyna czytać zdania. Do większych tekstów śmiałości jeszcze nie ma. I tu komiksy bardzo jej pomagają.
Przygody Kamili są bardzo zabawne i bardzo końskie.
Jedyne „ale”, jakie w tej chwili mam, to przedstawienie większości mężczyzn w tej opowieści raczej w kiepskim świetle. Zwłaszcza jedynego chłopca w klubie jeździeckim.
Takie jest moje wrażenie. Zastanawiam się, czy autorka [edit: autor, francuski scenarzysta, tylko pseudonim jest kobiecy. Jednak warto dokładniej czytać skrzydełka okładek] mogła tę historię poprowadzić inaczej ?

Niepojęty. 100 opowiadań o Bogu i nauce. Louie Giglio

Przeczytałyśmy już 56 opowiadań. Mamy z górki. Książka ta jest już stałym elementem wieczornej rutyny. Każdego dnia dowiadujemy się czegoś ciekawego. I poznajemy kolejne fragmenty Pisma Świętego. Dobry materiał do rozmyślań przed zaśnięciem.
Chyba, że ciekawość się rozhula i zamiast układać się do snu, przez pół godziny szukamy dodatkowych informacji lub sprawdzamy, jak coś wygląda na zdjęciu czy filmie.

Grandma Bird. Benji Davies

Wróciła do nas książeczka w języku angielskim. Pożyczyliśmy tym razem my sąsiadom.
Jest pięknie ilustrowana. Historia jest dość prosta i krótka. W sam raz by przy jednej sesji czytania nie przytłoczyć nadmiarem obcego słownictwa.
Córce podoba się na tyle, że szukamy pozostałych z tej serii.

Piątka z Zakątka. Banda z Uroczyska. Krystyna Drzewiecka

Kolejne audiobooki przesłuchane. I tym razem nie autorstwa Astrid Lindgren.
Zarówno bohaterowie, jak i ich przygody, przypadły do gustu naszej pierwszoklasistce.

Podobno i na Maderze wiosna ( a raczej lato) idzie, choć w zeszłym tygodniu 2 razy był śnieg w górach. Na wybrzeżu tylko deszcze ulewne się zdarzyły. Dobrze, że jeden dzień, a nie tydzień bez przerwy.
Często cieszymy się też pięknymi tęczami. Wydaje mi się, że to jeden z atrybutów tutejszej zimy.

A że książki są dobre o każdej porze roku, to korzystamy, ile dajemy radę. Łatwo z czasem na czytanie nie jest. Sporo spotkań ze znajomymi się wydarzyło. Mimo że pół tygodnia przeziębienie wycięło.
Dobrze, że córka sama domaga się wspólnego czytania. Rozdział tu, rozdział tam, i posuwamy się do przodu.

Dobrego tygodnia i ciekawych lektur życzę!