Plany planami, a życie życiem

Jakoś ten dzień się mi dzisiaj trochę posypał. Aż sobie tu popiszę, żeby sprawdzić, czy naprawdę tak mi przeciekł przez palce, jak mi się wydaje, czy jednak wartość jakąś miał.

Poranek- przymrozek, piękny widok, aż wyszłam na mini spacer w szlafroku. Zobaczyłam czaplę siwą odlatującą znad stawu naszego i sarnę chodzącą po łące.

Potem okazało się, że Starszak obudził się bez apetytu i ze stanem podgorączkowym, to plany naukowe trzeba było odłożyć. Mimo to, zdołał sobie trochę powtórzyć na Busuu angielski i francuski, i wysłuchał webinaru ze Szkoły w Chmurze. Znalazł się też czas na Avengersów z tatą( podobno, jak się ogląda lub gra, to się nie czuje, że się źle czuje- coś w tym na pewno jest). Jakoś przetrwał syn ten dzień, ale widzę kolejny dowód stawania się mężczyzną- stan podgorączkowy zwala go z nóg j niemalże czyni „umierającym”. Może kiedyś jakiś fizjolog czy patofizjolog mi wyjaśni, czy i jakie to ma podłoże biologiczne u mężczyzn.

Młodszą kolejny dzień ciężko było zachęcić do codziennych ćwiczeń logopedycznych i sylabowej nauki czytania. W końcu zaproponowałam-pobawimy się w szkołę domową. Entuzjazm był, plecak został szybko spakowany i spotkałyśmy się w salonie na „lekcje”. Udało się nam zrobić kilka zadań. Potem była przerwa ( na cukierka przyniesionego w plecaku). A potem pani Nauczycielka wypadła z roli, bo trzeba było zmienić się w kucharkę i ziemniaki na obiad obrać. Uczennica była bardziej wytrwała i sama dokończyła kolejne zadanie. Logopedyczne udało się też w końcu zrobić, choć dopiero popołudniu i w nowej konwencji- każdy schodek na poddasze to była seria jednego ćwiczenia, a w nagrodę( wymyśloną przez córę) z najwyższego stopnia mógł zeskoczyć skoczek-zabawka. Tu również zaskoczyła mnie swoją wytrwałością, bo ja chciałam zaproponować 5-6 ćwiczeń, a ona chciała ćwiczyć na każdym stopniu aż do szczytu (kilkanaście ich było).

Cóż jeszcze? Kominiarza się udało przyjąć i komin wyczyścić( i piec w końcu rozpalić- ach, błogie ciepełko). I po zakupy z Młodszą do miasteczka skoczyć. I rosołu nagotować. I pastę czekoladową z nerkowców zrobić. I jeszcze kąpiel wziąć na koniec dnia.

Naprawdę źle nie było. To był bardzo wartościowy dzień. Jakby jeszcze odjąć te kilka razów zaglądania na instagrama, to czas na coś wartościowego by sie jeszcze znalazło( Np. na napisanie tego tekstu wcześniej niż o 22:45) No cóż. Daj Boże, będzie kolejny dzień, będzie szansa, żeby nad tym popracować.

Wniosek z powyższego prosty: to, że mi się wydaje, że dzień zmarnowałam, bo nie zrealizowałam większości swoich planów, zapisanych na liście „do zrobienia” wcale nie znaczy, że tak jest. Te chwile, kiedy byłam tu i teraz, miały ogromną wartość, mimo, że były inne niż plany. Były po prostu darem. Jak ten moment, kiedy chciałam sobie przeczytać artykuł z gazety na smartfonie i dopiero po chwili się zorientowałam, że Młodsza siedzi obok mnie i z zapałem opowiada, co stworzyła na iPadzie, co narysowała. Odłożyłam telefon i mogłam zobaczyć, jaka jest przejęta, jak dotyka dłonią swojego serca i pokazuje mi swoje dzieło. Jestem wdzięczna, że chciała się tym ze mną podzielić i że znalazłam w sobie dość uważności, by zrezygnować ze swojej potrzeby odpoczynku przy czytaniu i skupić się na córce.

Opublikowane przez burnevel

Kobieta, Żona, Mama, Edukatorka Domowa, Pani Domu, piszę jako Burnevel o moich doświadczeniach i poszukiwaniach Dobra, Prawdy i Piękna. Mieszkam część roku na Suwalszczyźnie, a część na Maderze, w międzyczasie odwiedzając inne regiony Polski i świata.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s