Dziś dzień z tych dość rzadko zdarzających się- wychodne dla mamy.
Dzięki zaopiekowaniu dzieci przez babcię( dziękuję, Mamo!) mogłam wyskoczyć na 3 h na pokaz kosmetyków wegańskich i „mini spa” do koleżanki.

To był dla mnie cenny czas przebywania w gronie kobiet ( młodszych i starszych), i nowe doświadczenie zaopiekowania kosmetycznego. Dobry czas bycia razem.
Kolejne cenne doświadczenie dnia dzisiejszego: choćbym miała długą listę rzeczy do zrobienia, jak tylko trafi się okazja do jakiegoś DIY, naprawy, chwili pracy ręcznej( np z kombinerkami czy śrubokrętem); a jak jeszcze problem do rozwiązania nie jest konwencjonalny- typu wbicie gwoździa czy zawieszenie zdjęcia- wchodzę w to, jak w masło. Mogę nie jeść, nie pić, ale działam. Dziś tak miałam z uszkodzonym ukulele.



Pół roku biedne leżało w szafie, po tym, jak urwał mu się most( zimny dom i mocno naciągnięte struny).
Miałam wysłać na gwarancję.
Miałam znaleźć lutnika lub specjalistę od napraw instrumentu.
Aż dziś wpadłam na pomysł, że zrobię to sama.
Jak wyschnie, to się okaże, czy utrzyma nowe struny. Zobaczymy. Ale co poszalałam, to moje 🤣