
Na tytułowe pytanie w różnych okresach odpowiadaliśmy różnie.
Ze Starszym już chyba od wieku 4 lat korzystałam z tzw. boksów- książek z zadaniami dla dzieci w konkretnym wieku. Lubił je, a mi dawały poczucie, że nie zaniedbujemy nauki, że mimo, że nie chodzi do przedszkola, nic go w tej kwestii nie omija.
Podobnie było w klasach 1-3: korzystaliśmy z cyklu Lokomotywa( poleconego przez koleżankę- nauczycielkę, która swoje dzieci również miała w edukacji domowej).
Już wtedy jednak omijałam część materiałów, do nauki czytania i pisania. Czytać płynnie syn się nauczył przed 6 urodzinami. Dużo w domu czytaliśmy na głos i korzystaliśmy też z książeczek do metody sylabowej, tzw. szkoły krakowskiej.
Do nauki pisania wybrałam synowi inną metodę- „Nauka pisania metodą płynnego ruchu” Juliana Brudzewskiego, wyd. Harmonia. Obejmowało to podręcznik dla rodzica/nauczyciela, ćwiczenia koniczynowe, ćwiczenia ortograficzne oraz specjalne zeszyty ze zmniejszająca się liniaturą. Podobało się to mi o wiele bardziej niż metoda nauki pisania proponowana w podręcznikach. Sama dzięki tej metodzie poprawiłam swój sposób pisania. Synowi też szło nieźle, mimo pewnych problemów z napięciem mięśniowym.
Z perspektywy czasu wiem jednak, że popełniliśmy jeden poważny błąd w nauce pisania. Zbyt szybko zarzuciliśmy ćwiczenia kaligraficzne, pozwalając by pismo rozwijał syn dalej dowolnie. I z biegiem lat poszło niestety w kierunku dysgrafii.
Z Młodszą będziemy próbować innej metody nauki pisania, pani Ewy Landowskiej Elementarz do nauki pisania i czytania ułożony według metody nauki pisania. Poza elementarzem jest też przewodnik dla rodzica oraz zeszyty ćwiczeń. Zobaczymy, jak się nam to sprawdzi. Elementarz jest piękny. Metoda wydaje się logiczna i ciekawa, oparta też na doświadczeniach wielu pokoleń. Sam krój pisma jest miejscami podobny do tego z metody Brudzewskiego, jednak metoda jego wytworzenia jest inna. I nacisk kładzie się na wieloletnie ćwiczenia kaligraficzne, nawet, kiedy już dziecko ma wyrobiony własny charakter pisma.
Wracając do podręczników. Wczoraj poświęciłam kilka godzin na przyjrzenie się dostępnym opcjom dla klasy I SP. Chciałam korzystać z Lokomotywy, wyd. GWO, skoro przy Starszym nam się sprawdziła. Problem w tym, że po przejrzeniu tzw. flipbooków na stronie wydawnictwa, okazało się, że Młodsza większość materiału ma opanowanego. Materiał elementarzowy odpada, bo zaczyna już czytać( metodą sylabową się wspieraliśmy, ale później niż ze starszakiem, i aż tak bardzo nie podpasowała Młodszej). Pisanie będzie z metodą pani Landowskiej. A z matematyki trochę podstaw już opanowała dzięki elementom metody Montessori i książkom- powieściom- opowieściom matematycznym.
Summa summarum- zamówiłam jej dwa zeszyty ćwiczeń z matematyki z Lokomotywy wyd. GWO oraz łamigłówki „Dzień odkrywców” i „Teczkę artysty Plastyka” wyd. Nowa Era. Wybrałam to, bo córa domaga się zadań z książek. Jak będziemy chcieli koniecznie skorzystać z podręcznika, to zerkniemy do wyżej wspomnianego flipbooka na tablecie.
U Starszego, od 4 klasy używamy podręczników przedmiotowych, bo skoro na egzamin klasyfikacyjny obowiązuje dzieci opanowanie podstawy programowej, a w podręczniku jest rzeczona podstawa opracowana, to nie widzę powodu, dla którego mielibyśmy z tego ułatwienia nie korzystać.
Minus- konieczność wożenia podręczników ze sobą w czasie podróży. Przy życiu na dwa kraje sprawdza się to tak sobie. W tym roku z nowej szkoły Starszaka dostaniemy podręczniki w formie ebooków, to sprawę trochę ułatwi. Aczkolwiek syn lubi czytać podręczniki. Po prostu. Może coś dokupimy z przedmiotów, którego go bardziej zaciekawią. (Może z czasem dodam, z jakich podręczników konkretnie korzystaliśmy, bo nie zawsze braliśmy te udostępniane przez szkołę)
Postaram się też napisać część kolejną z innymi materiałami, z których korzystaliśmy lub nadal korzystamy. Wiadomo, że każde dziecko i każda rodzina ma inne potrzeby, możliwości, style uczenia się, może jednak nasze doświadczenia również komuś się przydadzą.
One thought on “Podręczniki w edukacji domowej- korzystać czy nie?”