Kolejny tydzień ze znajomymi z Polski. Miało być więcej zwiedzania, jednak choroba pokrzyżowała plany i tylko połowa rodziny skorzystała z zaplanowanej na sobotę wycieczki.
Mimo tego wdzięczna jestem za wszystkie chwilę, spotkania i miejsca, które udało się nam w tym tygodniu odwiedzić.
- Cmentarz Nossa Senhora das Angústias w dzielnicy São Martinho
- Ścieżka spacerowa wśród bananowców- Madalena do Mar
- Plaża – Calheta
- Rejs na Porto Santo
- Niedziela- kaplica Penha da França, końcówka chorowania i Levada dos Piornais
Cmentarz Nossa Senhora das Angústias w dzielnicy São Martinho
1 listopada również w Portugalii jest dniem wolnym od pracy. Aczkolwiek o wiele więcej osób pracuje- czynne są nawet duże supermarkety, aczkolwiek klientów o wiele mniej niż w zwykły dzień.
Zaczęliśmy świętowanie od mszy świętej w naszym kościele parafialnym p.w. Naszej Pani z Nazaretu ( w wolnym tłumaczeniu).

Potem, po portugalsku, ciastko i sok w kawiarni, i spacer na najbliższy cmentarz.
Cmentarz Naszej Pani od Udręki/Nieszczęść/ Niepokojów/Lęków/Potrzeb (tyle przynajmniej jest opcji przetłumaczenia słowa „angustias”)
Jest to dość duży cmentarz. Rodzaje pochówków są różne. Ossaria ( nie wiem, czy tam się składa urny z prochami czy kości), nagrobki podobne jak w Polsce, kaplice ze stojącymi na powierzchni trumnami (czyli nie zakopane i nie w krypcie) i taki małe tablice, jak poniżej.
Co nas od razu zaskoczyło, to prawie brak zniczy. Za to dużo żywych, ciętych kwiatów. Ludzi było sporo. Wchodzili i wychodzili. Ale nagromadzenia w jednym czasie tłumów nie było.


Przed naszym wyjściem z cmentarza, na jednym ze starszych nagrobków, wypatrzyliśmy malutkie kociaki. Były trzy. W pobliżu chodziło też kilka dorosłych kotów. Stał tam budynek jakby gospodarczy, dla pracowników cmentarza. To pewnie oni te koty dokarmiają i hodują.

Ścieżka spacerowa wśród bananowców- Madalena do Mar
Popołudniu pojechaliśmy jeszcze ze znajomymi do Madalena do Mar. Pogoda była niepewna, to wybraliśmy krótką ścieżkę na spacer- Rota da Banana.
W sumie są to 3 szlaki: RB1, RB2 i RB3. My trzeci przegapiliśmy.
Wejście na szlak RB2 jest przy knajpce A Taberna Madalena do Mar.

Z wózkiem dziecięcym raczej nie ma co się wciskać.

Szlak wiedzie między plantacjami bananów, miejscami wzdłuż lewady. Nie polecam zrywać bananów prosto z krzewów. Nie nadają się do jedzenia. Po ścięciu całej kiści muszą jeszcze swoje odleżeć, żeby można było zjeść je ze smakiem.
W pewnej chwili spokojnego spaceru, do płynącej obok lewady, wpadł kotek pluszowy córki. Z 50 metrów go goniliśmy. Dobrze, że z naprzeciwka szła grupka polskich turystów i na moje zawołanie: „Łapcie kotka! Łapcie kotka!”- jeden z panów go wyłowił. Kot wymagał prania, ale przetrwał, to najważniejsze.

Sechium edule, Kolczoch jadalny.
Po madersku- pimpinela.
Po wyjściu z RB1, wracając wzdłuż plaży do samochodów, spotkaliśmy jeszcze urodziwe kaczki, prawdopodobnie piżmowe.

karmione Bolo do Caco- maderskim przysmakiem
W drodze powrotnej, część towarzystwa pojechała jeszcze na szlak Levada do Moinho zaczynający się przy kościele w Lombada da Ponta do Sol. Ja z mężem, Młodszą i jej koleżanką pojechaliśmy do domu na zabawę.
Więc szlaku nie opiszę tym razem. Podobno fajny. Jeden z niewielu na wyspie, gdzie da się zrobić pętlę i przechodząc na drugi szlak, Levada Nova, wrócić do auta, nie tą samą drogą. Jak kiedyś sama pójdę, to pokażę zdjęcia i opiszę wrażenia.
Plaża – Calheta
Jak już wspominałam, bywamy tu dość regularnie. Plaża bezpieczna do korzystania przez dzieciaki, a obok pyszny tuńczyk- wystarczające powody by tu wracać.




Im bliżej oceanu, tym więcej czarnych kamuszków.
Za hotelem po lewej, spory market Pingo Doce.

Raczej nie pochodzenia maderskiego.
Przywieziony w 2004r. z Maroka.

Rejs na Porto Santo
W sobotę mieliśmy płynąć z 3 znajomymi rodzinami promem Porto Santo Line na sąsiednią wyspę. Jednak gorączka, która dopadła Młodszą pociechę w drodze powrotnej z Calhety, zatrzymała mamę i córkę w domu.
Jakoś dzień przetrwałyśmy. Porto Santo na nas poczeka. Bilety na prom ważne są 90 dni, to może się wybierzemy jeszcze w tym roku.

Niedziela- kaplica Penha da França, końcówka chorowania i Levada dos Piornais
W niedzielę pierwszy raz byłam z synem na mszy sprawowanej po angielsku. Więcej o kaplicy i wspólnocie tam się spotykającej w tym tekście.

wszystko na raz na jednym drzewie?
Na Maderze to możliwe.
Puchowiec wspaniały.
Wieczorkiem wybrałyśmy się z Młodszą na spacer dla zdrowia. Gorączka została zwalczona, więc uzbrojone w mikroskop podręczny i saszetkę z kocią karmą poszłyśmy na naszą najbliższą lewadę- Levada dos Piornais.

Najlepsza terapia dla rekonwalescentki mojej małej, to kontakt z naturą.
Najchętniej z tą miauczącą.


Mała kocia fanka uszczęśliwiona.
Jeśli jesteście kocimi wielbicielami i jesteście w Funchal- dajcie znać. Zdradzę, gdzie dokładnie jest nasze kocie miejsce 😉

Zabytkowe budynki, nowe domy, rudery, nowoczesne blokowiska, hotele.
Wszystko pomieszane z bujną, tropikalną roślinnością.