Madera 2022/ Tydzień 5

Danaid wędrowny ( Monarch) na Bugenwilli okazałej.

Tydzień piąty tego pobytu na Maderze minął błyskawicznie.
Łapiemy chwile, ulotne jak na powyższym zdjęciu.
Pół tygodnia ze znajomymi z Warszawy.
Reszta na świętowaniu rodzinnym i z poznanymi sąsiadami z bloku, rodzinką brytyjsko- niemiecką, z których sześcioletnią córką, nasza Młodsza się zaprzyjaźniła. Mimo, że nie znają żadnego wspólnego języka.
Radzą sobie bez słów prawie.
Trochę tak, jak w Ani z Zielonego Wzgórza. Pokrewne dusze, „które znają Józefa”.

Plaża pod hotelem Orca Praia.
Można dojść promenadą albo od Formosy, albo od Cãmara de Lobos

Część wtorku spędziłam na plaży z moimi dzieciakami oraz z koleżanką z Warszawy i jej córką, przyjaciółką Młodszej.

Najpierw wczesny obiad w jednej z knajpek przy plaży, bo dzieci ciągle głodne.

Potem powędrowaliśmy promenadą od plaży Formosa w kierunku Cãmara de Lobos, dalej niż zwykle. Do jednego z ulubionych miejsc naszych dzieci.
Nie wiem w sumie, czy ten kawałek to jeszcze Formosa.
Dla naszych potrzeb nazywamy go „piaskowa plaża”.
Jest poniżej hotelu Orca Praia, przyklejonego do klifu.
Nie da się go przeoczyć.
Hotelu.
Plaży też nie.
Wydaje mi się, że co jakiś czas ten kawałek wybrzeża jest przez ludzi (może z hotelu) odkamieniany.
Jak byliśmy wiosną, to po kilku dniach wzburzonego oceanu, piasek znikł zupełnie pod kamieniami.

Później… jak to z plażowaniem z dzieciakami bywa…
Młodsza miała siedzieć przy brzegu i się nie kąpać, bo po gorączce trzydniowej.
Jej koleżanka miała tylko zanurzyć nogi będąc ubrana, bo stroju i ręcznika nie wzięła.
Starszak zadowolony pluchał się w falach.

Przyszła fala większa niż poprzednie.

Ledwie zdążyłyśmy plecaki i ciuchy dzieci przerzucić dalej.
Obie dziewczyny mokre i całe w piasku.
Starszaka stopy obdarte do krwi po kamykach i żwirze wulkanicznym.

Takie ryzyko plażowania nad oceanem, przy kamienistych plażach.
Trzeba być ciągle czujnym.
A i tak nie zawsze da się ocenić, jak daleko sięgnie dana fala.

Skutek.

Przenieśliśmy się wszyscy wyżej, pod sam murek graniczny deptaku.
Stopy zostały opatrzone.
Dziewczynki po przebraniu, zrobiły sobie piknik na murku.
Mamy relaksowały się przy szumie fal.
Przyszły urocze Góropatwy czerwone. Śliczne kuraki.
I wcale nie tak bardzo płochliwe, jak piszą w internecie.

Góropatwa czerwona- gatunek introdukowany na Maderę

Wieczorkiem wybraliśmy się jeszcze do Cãmara de Lobos na ostatni spacer przed powrotem znajomych do Warszawy.

Port w Cãmara de Lobos. Wybrzeże. Od strony molo.
NIeodmiennie fascynują mnie Ci panowie,
codzienne z takim zaangażowaniem grający w karty.
Próbowaliśmy rozpoznać, co to za gra.
Mąż mówi, że to coś podobnego do naszego „wuja” ( inna nazwa „pan”),
tylko z trochę innymi zasadami.
Dziewczynki oczywiście chciały się wyszaleć na placu zabaw.
Jest niewielki, ale dość przyjemny.

Po spacerze i lodach zjedzonych obok rzeźby Winstona Churchila z cygarem z zębach, wybraliśmy się w trzy rodziny na kolację do Restaurante Viola w Estreito da Cãmara de Lobos.
Poznaliśmy to miejsce przy pierwszym pobycie na Maderze, w styczniu 2018.
Wystrój wtedy był dość obskurny. Było ciasno. Ale tłumy gości i jedzenie wyborne.
Od tamtej pory byliśmy tam wiele razy. Sami i ze znajomymi.
Restauracja została odnowiona i powiększona.
Jedzenie pozostało proste i smaczne.
Nasz zestaw to espetada ze steka wołowego, smażona polenta kukurydziana (milho frito) i sałatka.
Młodsza tego mięsa nie tyka. Za to ze smakiem wcina przepiórki (codorniz) . Mimo, że są dość pikantne.

Wskazówka: jeśli chcecie tam zjeść w weekend- lepiej zadzwonić i zarezerwować miejsce.
Zdarzyło się nam czekać na stolik kilkadziesiąt minut. Teraz jeździmy raczej w dni robocze.

Park Santa Catarina przy centrum Funchal.

We środę przed powrotem znajomych do Warszawy ( od 30 października jedne z tanich- wcale nie tak bardzo- linii lotniczych uruchomiły połączenie bezpośrednie z Warszawą- Okęciem, we środy i niedziele) umówiłyśmy się jeszcze w parku Santa Catarina.
Jest tam wszystko, czego zwykle oczekujemy od parku przyjaznego rodzinom.
Plac zabaw z atrakcjami dla dzieci w różnym wieku.
Kawiarnia.
Toalety.
Piękna, zadbana zieleń i kwiaty.
Staw, a na nim łabędzie, kaczki i gołębie obok.
Dużo ławeczek w różnych miejscach.
Spory trawnik, na którm można się nawet rozłożyć z kocykiem, zrobić piknik albo się poopalać. (Jeśli ktoś lubi opalać się w środku miasta i na widoku spacerowiczów)

Park ten ma też bonus. Świetny widok na marinę i na przystań ogromnych statków wycieczkowych.

Widok na port z placu zabaw
Linarium
Część dla młodszych dzieci

W piątek, 11 listopada, świętowaliśmy na miarę naszych możliwości i oddalenia od Polski.
Z tęsknotą.
Znaleźliśmy polską flagę przywiezioną specjalnie na tę okazję, ukrytą w książce. ( Na kolejny rok postaram się o większą)
Zaśpiewaliśmy hymn z dzieciakami o 11:00 w łączności, z tymi, co śpiewali w południe w Polsce, w ramach akcji „NIepodległa do hymnu!”. ( Jesteśmy godzinę do tyłu względem Polski)
Poczytaliśmy książki związane z Polską i jej historią.

Narodowe Święto Niepodległości Polski

A popołudnie spędziliśmy rodzinne na plaży Formosa. Każdy tak, jak lubi.
Korzystając też z tej okazji, by przez kamerkę porozmawiać z bliskimi w Polsce, podzielić się z nimi słońcem i pięknymi widokami.

Nie nasze dzieło.
Widziałam proces powstawania.
Szczerze podziwiam.

Sobota, to czas na basenie osiedlowym, integracja z sąsiadami i ich dzieciakami.
A wieczorem wspólny wypad na świąteczne obchody w sąsiedniej parafii.
Trzeci dzień z 4 dniowego świętowania z okazji święta św. Marcina z Tours i Naszej Pani „da Patroncino”. Dokładniej opisałam to w tym poście na moim instagramie.

Dekoracje wokół Igreja São Martinho
Msza wigilijna. Po obu stronach ołtarza figury patronów na feretronach.
Mnóstwo pysznego jedzenia- choć akurat na dorsza się jeszcze nie zdecydowałam.

Z festynu/ odpustu wróciliśmy dość późno, więc poranek niedzielny odsypialiśmy.

Po przebudzeniu kolejna gorączkowa odsłona- tym razem dopadło Starszaka.
Został w domu pod opieką taty, a na mszę powędrowałam już tylko z Młodszą.
Popołudnie spędziliśmy w domu, na rodzinnym oglądaniu filmów.
Dopiero pod wieczór wybrałam się z Młodszą na nasz zwyczajowy już spacer i wietrzenie głowy, lewadą do kociego królestwa.

Poniedziałek minął pod znakiem dalszego gorączkowania,
długich zakupów w popularnym sklepie budowlanym (jedynym, do którego w miarę mi łatwo autem dojechać, a to dla mnie niezwykle ważne, bo tutejsze drogi to nadal poważne dla mnie wyzwanie, a ruszanie pod górkę, to często moje Waterloo)
i kończenia roszady pokoi w naszym mieszkaniu.}
Każdy ma teraz sypialnię w innym pomieszczeniu niż do tej pory.

Przy okazji uaktywniła się moja słabość/pasja do rozkręcania/skręcania mebli i drobnych prac z użyciem śrubokrętów i wiertarko- wkrętarek (majsterkowanie kosztem gotowania obiadu) oraz moja „zosio-samosiowatość”, która nie chciała czekać, aż mąż skończy pracę (kosztem wyłamania kawała ramy łóżka- uratowałam dzięki przyjacielowi każdej kobiety- klejowi montażowemu).

Jak dorosnę, zostanę profesjonalnym monterem mebli;).

Dobrego tygodnia życzę.

Łapcie chwile, bo są ulotne, a to z nich składa się życie.

Opublikowane przez burnevel

Kobieta, Żona, Mama, Edukatorka Domowa, Pani Domu, piszę jako Burnevel o moich doświadczeniach i poszukiwaniach Dobra, Prawdy i Piękna. Mieszkam część roku na Suwalszczyźnie, a część na Maderze, w międzyczasie odwiedzając inne regiony Polski i świata.

One thought on “Madera 2022/ Tydzień 5

  1. To moja pierworodna jeszcze nie dorosła???Swat przy okazji prac przy moim remoncie, mówił że „złotą roczką „może być ale tylko z Ewelinką.. pozdrawiam serdecznie 😘😘😘.

    Polubienie

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s