Stało się. Od dzisiaj mamy w domu nastolatka oficjalnie 🙂
W większości krajów za nastolatka uważa się osobę, która ukończyła 13 rok życia.
A dokładnie 13 lat temu, 17 listopada, chwilę po godzinie pierwszej w nocy, urodził się nasz pierworodny syn.
Dawno to i w sumie niedawno.
Tylko te słodkie stópki z malutkich zmieniły się w rozmiar 43.
I wzrost z niecałych 60cm na 172. Już jest ze mną równy. Jeszcze chwila i będzie patrzył na mnie z góry.
Ale na razie to jeszcze mój mały synek. Niby wielki chłop, ale jak każdy z nas potrzebuje uwagi i miłości.
I przyzwolenia, by w bezpiecznych granicach mógł się stawać coraz bardziej niezależnym sobą. By mógł wypełnić swoje zadanie, którym ubogaci ten świat.
Parafrazując jednego z moich ulubionych poetów, księdza Jana Twardowskiego …
Śpieszmy się kochać dzieci, tak szybko odchodzą z rodzinnego domu.
I nawet gdy powracają, to są już tylko i aż gośćmi.
Po to zostały nam dane, byśmy wychowali je dla świata poza rodzinnym domem.
Żeby sobie poradziły i zostawiły po sobie dobry, piękny i niepowtarzalny ślad.
Uczciliśmy ten dzień urodzinowy na różne sposoby.
Tortem z prezentami na śniadanie i sesją zdjęciową przy torcie.
Obiadem w amerykańskiej knajpce z burgerami, o której Młody marzył, a jakoś nam nie było po drodze.
Przytulasami z rodzicami i siostrą, video rozmowami z rodziną w Polsce, rozmowami i graniem z kolegami z Polski.
Wieczornym oglądaniem ostatniego Jamesa Bonda z tatą.
Zostało jeszcze dokończyć kartkę z urodzinowymi pytaniami. Już w sumie 10 rok je robimy. W pierwszych latach pisałam ja za syna. Potem już zaczął pisać sam. To fajna pamiątka. Lubi wracać w ciągu roku do tych kartek urodzinowych.

Warto świętować. Nie tylko raz do roku. Ale każdy dzień czynić wyjątkowym.
A jak coś się nie uda, coś zazgrzytało w relacji- przeprosić, naprawić i zacząć od nowa. Warto.