Z ostatniego tygodnia chciałabym się podzielić odrobiną piękna i dobra, które były naszym udziałem.
Wtorek.

Rodzinny spacer po Funchal i załatwianie spraw z adwokatem. Fajnie jest przeprowadzić się do nowego kraju i mieszkać trochę tu, trochę tu, ale podatki też muszą grać. Jesteśmy w trakcie procesu robienia NHR- Non- Habitual Residence. Żeby uniknąć podwójnego opodatkowania. A podatki w Portugalii są naprawdę wysokie. Z tego, co zrozumiałam, podatek dochodowy wynosi ok. 48%. Mamy na to czas do marca następnego roku po przeprowadzce.
Środa.

Listopad to w naszej rodzinie miesiąc urodzinowy– świętowaliśmy tym razem urodziny męża. Zamiast tortu- maderskie serniczki domowej roboty. Nie do końca udane. Chyba po raz drugi trafiłam na ten sam felerny przepis. Pierwsze podejście robiłam 4 lata temu w czasie pobytu na Maderze.

Świętowania ciąg dalszy- spacer, nazwijmy to, kulturalny– w poszukiwaniu obrazów do mieszkania. Nic pasującego nie znaleźliśmy, za to wpadło nam w oczy swojsko brzmiące nazwisko twórcy jednego z dzieł. W naszym regionie, to bardzo popularne nazwisko.

Popołudniu wybrałam się po raz kolejny do centrum miasta. Syn miał trening kajakarstwa w marinie, a ja z córą spędziłyśmy ten czas w Parku Świętej Katarzyny.

W końcu udało się nam przyjrzeć, co to za ciekawy ptaszek się tu pojawił. Dzień wcześniej widziałyśmy go poza parkiem, przy ulicy. Akurat wcinał jaszczurkę.
Tym razem mogłyśmy się przyglądnąć i z pomocą aplikacji google rozpoznać zwierzątko. To prawdopodobnie ptak z rodziny czaplowatych- czapla złotawa. Taki mały i śmiesznie przygarbiony.

A powyżej swojskie krzyżówki. Pierwszy raz chyba je na Maderze obserwowałyśmy.




Czwartek.

Zachód słońca na plaży Formosa, to zawsze dobry pomysł. Nawet, jak cały dzień był trudnawy, to można na koniec nasycić się pięknem.

Zaskoczyła nas po przyjeździe pustość plaży. Fakt, trochę wiało, ale na plaży, deptaku i w barach jest zwykle sporo ludzi.
Po chwili sprawa się wyjaśniła.
Ludzie w barach byli, ale schowani w środku. Przed telewizorami, na których śledzili mecz Portugalii. Zdradziły ich krzyki, po strzelonym golu.
Męska część rodziny dołączyła do oglądania końcówki meczu.
Część żeńska tym razem wybrała wspięcie się na ulubioną skałę i podziwianie zachodu.
Piątek.

Przynajmniej raz w tygodniu koci spacer musi być. Tym razem rodzinnie się wybraliśmy.
Ale koty początkowo nie były nami zainteresowane. Dopiero po dłuższym czasie cierpliwego wyczekiwania. zaczęły się schodzić. To stworzenie wielokolorowe, szylkretowe nazywamy Królową (choć nawet nie wiemy, czy to kot czy kotka- tacy z nas znawcy. Ale usprawiedliwia nas to, że większość kotów jest chyba wysterylizowana i trudno ocenić po wyglądzie zewnętrznym).
Jak się pojawi i zacznie miauczeć, po jakimś czasie schodzą się i inne koty.


Sobota.
Jak sobota, to i mecz Polska- Arabia Saudyjska.
Panowie kulturalnie oglądali sobie na billbordach w Parku Miejskim w Centrum Funchal. My po chwili towarzyszenia ruszyłyśmy w miasto. Jakoś Młodsza nie wciągnęła się w oglądanie piłki nożnej.

Przespacerowałyśmy się w kierunku katedry.
Na Avvenida Arriaga zawsze można zobaczyć coś ciekawego.
Tym razem przyglądałyśmy się szykowaniu straganów na jarmark bożonarodzeniowy oraz miejsca pod dużą szopkę, z ruchomymi figurkami.



upamiętniający jego wizytę na Maderze 12 maja 1991r.
Obok katedry kupiłyśmy mapę Funchal. W drodze powrotnej do chłopaków prowadziła Młodsza, rozpoznając kolejne budynki narysowane na mapce centrum Funchal.

Niedziela.

Poranny niedzielny spacer do kościoła. Tym razem Starszak wyjątkowo wcześnie wyruszył, bo postanowił służyć do mszy w naszej maderskiej parafii.
W Polsce jest ministrantem już ponad 3 lata.
Najpierw w ogromnej parafii w Warszawie, parafii Wniebowstąpienia Pańskiego na Ursynowie, a potem w naszej małej wiejskiej parafii na Suwalszczyźnie.
Szczerze podziwiam tego naszego dzieciaka-młodziaka.
Nie dość, że bariera językowa, bo niewiele dzieciaków tu mówi po angielsku komunikatywnie, to jeszcze różnice w sprawowaniu służby.
Najważniejsze, że i ksiądz proboszcz, i dzieciaki są niezwykle sympatyczne i widać już z daleka, że lubią ze sobą być i razem działać.

To była pierwsza niedziela adwentu. Ogólnie bardzo podobnie jak w Polsce.
jedyna różnica, jaką zauważyłam, to uroczyste poświęcenie parafialnego wieńca adwentowego i małych wieńców przyniesionych przez parafian z ich domów. W parafiach, które znam w Polsce, takiego zwyczaju jeszcze nie było.

No i nie ma mszy świętych roratnich ku czci Najświętszej Maryji Panny.
Chciałam napisać, że popołudnie spędziliśmy spokojnie w domu.
Ale przecież odbyło się jeszcze przełożone przyjęcie urodzinowe Starszaka z jego kolegami. Pierwsza taka imprezka w domu na Maderze.
Bardzo było nam miło gościć dwie polskie rodzinki.
Doświadczam tu wiele wsparcia od koleżanek Polek, które tu mieszkają na stałe od jakiegoś czasu. Jak coś potrzebuję, to najpierw pytam na grupie internetowej.
Dopiero po pożegnaniu gości był spokojny wieczór. Filmowy.
Tym razem z klasyką animacji. Aryskotraci.




Taki to nasz tydzień.
A jak u Was? Raczej spokojnie czy imprezowo?
Podzielcie się w komentarzu.