Mieszkanie na Maderze umożliwia nam powolne poznawanie życia tutejszych ludzi.
Prawdziwie poznajemy to, w czym bierzemy udział czynnie lub przez obserwację.
Ważne dla nas jest uczestniczenie w życiu Kościoła. To dzięki temu, że nadal pozostajemy w kręgu kultury chrześcijańskiej i religii katolickiej, nie czujemy się tu obco. Różnice są w detalach. Istota jest ta sama.
Dzięki temu czujemy się na wyspie, jak u siebie. Łatwiej nam rozumieć.

W tym roku po raz pierwszy przeżyliśmy na Maderze cały Wielki Post, rozpoczynając od Środy Popielcowej.
Co ciekawe, nastrój w kościele różnił się zupełnie od tego na zewnątrz. Przez półtora tygodnia trwały jeszcze karnawałowe obchody, z głośną muzyką, stoiskami z alkoholem na głównym placu w pobliży katedry. Niełatwo było wyhamować i wyciszyć się w tym czasie.

W katedrze przez cały Wielki Post wystawione były do adoracji figury Matki Bożej Bolesnej i Pana Jezusa Zdjętego z Krzyża. W kilku kościołach widziałam inne figury związane z Męką Pana Jezusa. W naszej parafii była wielkopostna dekoracja przed ołtarzem, podobnie, jak w Polsce.
Zaskoczyło mnie, że nawet pieśni w czasie mszy, nie były tak bardzo wielkopostne, jak w Polsce. Nie zawsze teksty rozumiałam, ale sama muzyka była często radosna. Jakby nie odkładano w tym czasie „na półkę” Zmartwychwstania, ale cały czas pamiętano o tym, że to właśnie powstanie Jezusa z martwych uczyniło Jego mękę tak wyjątkową.


W nabożeństwie Drogi Krzyżowej udało się nam uczestniczyć raz. W katedrze. Bo była wcześniej. W pozostałych bliskich nam parafiach odbywały się późno wieczorem, więc ze względu na potrzeby snu Młodszej się na nie wybieraliśmy. Wiem, że były i w kościołach, i na ulicach miasta.
Poza szatami liturgicznymi i dekoracjami przy ołtarzu, nie było wszechobecnego fioletowego kolory. Ten brak zaskoczył mnie w Wielkim Tygodniu, kiedy na Niedzielę Palmową nie pozasłaniano skrupulatnie krzyży w kościele.


Niedzielą Palmową Męki Pańskiej rozpoczęliśmy obchody Wielkiego Tygodnia. Pierwsze moje pytanie zadane koleżankom dłużej tu mieszkającym- skąd palmy wziąć?
Okazało się, że gałązki drzew (chyba oliwne) można było wziąć przed procesją, były zorganizowane przez parafię. Można było też, jak u nas, kupić pod kościołem- ułożone w zgrabny pęczek, z dodatkiem ziół. Zauważyliśmy, że niektóre osoby przyniosły nawet zioła w doniczkach do pobłogosławienia.
Potem była procesja ulicą do kościoła.
Kolejna niespodzianka. W naszej parafii to kobiety czytały opis Męki Pańskiej z Ewangelii, zarówno w niedzielę, jak i w Wielki Piątek. Tylko słowa Pana Jezusa odczytywał ksiądz.

Triduum Paschalne przeżywaliśmy w naszej parafii. Dodatkową motywacją był fakt służby ministranckiej Starszaka.
W Wielki Czwartek głównym znakiem było obrzęd umycia nóg. Kapłan umywał nogi mężczyznom, kobietom, dorosłym, dzieciom, ministrantom…cały przekrój ludności parafii.
Widoczna jest w ogóle sympatia i zażyłość między parafianami i księdzem.
Zauważyłam też, że w Triduum brało udział mniej więcej tyle osób, co w niedzielnych mszach świętych. Nie było coraz większych tłumów z każdym kolejnym dniem, jak to znałam z Polski. Nie wiem, jak w innych kościołach na wyspie. W tej konkretnie parafii wydawało się, że nie ma „odświętnych” katolików, ale są ci, którzy w życiu kościoła lokalnego uczestniczą regularnie.

Po litrurgii wieczerzy Pańskiej Najświętszy Sakrament został przeniesiony do kaplicy adoracji. Były świąteczne kwiaty, świece, proste tabernakulum.
Nie było welonu na Monstrancji, dekoracji Ciemnicy, dźwięku kołatek.
Część parafian została na dłuższą chwilę Adoracji. Zwłaszcza członkowie bractwa eucharystycznego, w czerwonych kamizelkach mężczyźni i czerwonych pelerynkach kobiety.
Kościół był otwarty do północy, a kolejnego dnia od 9.

W Wielki Piątek po raz pierwszy został zakryty fioletem krzyż nad ołtarzem.
Usunięto wszystkie piękne kwiaty dekorujące kościół w Wielki Czwartek.
Była modlitwa kapłana leżącego krzyżem.
Adoracja Krzyża odbyła się, jak w Polsce w czasach sprzed pandemii- każdy mógł ucałować krzyż.
Brakowało mi klękania wiernych na słowa- „Pojdźmy z pokłonem”. W ogóle mniej tu ludzi klęka, nawet w czasie Przeistoczenia. Główną postawą modlitewną jest postawa stojąca. Ale nie ma „dyscypliny” w takim sensie, że część stoi, część klęczy, jak kto chce.
Po liturgii ponownie przeniesiono Najświętszy Sakrament do kaplicy adoracji, ale tym razem niewielu poszło. Nie wiem, czemu. Może dlatego, że większość wzięła przed Liturgią udział w drodze krzyżowej ulicami parafii?
Brakowało mi znowu kołatek, Grobu Pańskiego, pieśni „Odszedł Pasterz nasz”…
Widziałam w lokalnych wiadomościach, że w parafii katedralnej odbyła się procesja Pogrzebu Pańskiego. Te figury opisane wyżej były niesione procesyjnie ulicami Funchal w okolicach katedry.
Z kolei w miejscowości Camara de Lobos odbyło się wcześniej Misterium Męki Pańskiej- też tylko widziałam reportaż, nie braliśmy udziału.
W Wielką Sobotę zaskoczyły nas zamknięte kościoły w centrum miasta. Były otwarte rano, na ciemną jutrznię, ale jak się wybrałam z dziećmi około 11tej, oba główne (katedra i jezuitów) były zamknięte na głucho. Zaskoczyło mnie to. W Polsce to właśnie wtedy trwa festiwal koszyczków, ale jest też szansa na Adorację. Tu po prostu odbiliśmy się od drzwi.
A całe miasto było dostępne. Wszystkie sklepy, usługi działały każdego dnia, nawet w Niedzielę Zmartwychwstania do około 14tej. W Portugalii Wielki Piątek jest dniem wolnym ustawowo, ale nie dla wszystkich. W sumie nie dziwi mnie ta otwartość sklepów i usług na Maderze, która żyje z tłumów turystów, których trzeba przyjąć i obsłużyć również w Święta.




W Liturgii Wielkiej Soboty nie było wielu różnic.
Może tylko to, że już przed Liturgią przeniesiono Pana Jezusa do głównego tabernakulum.
I czytań było mniej niż w Polsce.
Wody święcono w misie mało. Chętni wierni mieli butelki z własną wodą do poświęcenia. Nie wiem, czy to zwyczaj wcześniejszy czy pokłosie pandemii.


W Niedzielę Zmartwychwstania procesja rezurekcyjna odbyła się na zakończenie mszy świętej. Żadnych figur, feretronów, chorągwi. Tylko służba liturgiczna, kapłan niosący Pana Jezusa w monstrancji pod baldachimem i wierni. Przy wyjściu z kościoła był ułożony kwietny dywan.
A wzdłuż ulicy kawiarnie, a w nich ludzie. Obserwujący procesję.




gdzie spędzałam wszystkie święta dzieciństwa..
W tamtych czasach stało zawsze czterech.
Mimo to pięknie, że tradycja jest nadal kultywowana.
Przyznam, że brakowało mi tych elementów obchodów Wielkanocnych znanych z Polski. Symbolicznych, ważnych i wyczekiwanych każdego roku.
Jednak to, co najważniejsze, istota Liturgii tego czasu, była.
Mimo tęsknoty za Polską, był to dobry i ubogacający czas.
Mocno odarty z przyzwyczajeń, ale dobry.
Nie da się też ukryć, że był to czas spokojniejszy również dla mnie, jako gospodyni. Przygotowania w kuchni minimalne. Jedyny smak kojarzący się z Wielkanocą, który przygotowaliśmy, to sałatka jarzynowa i gotowane jajka. Jakieś słodkości z dziećmi. Ze znajomymi umówiliśmy się na świąteczne spotkanie w restauracji.
Miało to swój plus. Odpoczęłam i może byłam trochę przyjemniejsza dla bliskich niż w tym okresie w Polsce, gdy szykowanie potraw zabiera wiele czasu, a potem cierpimy z przejedzenia po dwóch dniach biesiadowania przy uginających się stołach, martwiąc się, jak to przejeść, by się nie zmarnowało 😉
Wspaniale jest świętować tradycyjnie w Polsce z rodziną i przyjaciółmi.
Doceniam też jednak tę odmianę tegoroczną i świętowanie na Maderze.
One thought on “Wielki Post i Wielkanoc na Maderze”