Minęła już połowa maja, a dopiero wstawiam tu podsumowanie kwietnia. Przygotowania do podróży, podróż i przeziębienie rodzinne po podróży uporządkowały nam ten czas po swojemu.
Mało będzie w tym tekście edukacji typowo domowej, czyli umiejscowionej w mieszkaniu.
Choć czas na ćwiczenie konkretnych umiejętności u Młodszej (jak pisanie, czytanie, liczenie…), a u Starszego nauka do egzaminów przedmiotowych ( zostały francuski, fizyka, matematyka) również były. Tylko ich jakoś nie-ozdjęciowaliśmy.
Były też treningi kajakowe, place zabaw, plażowanie i kąpiele w oceanie.
I trenowanie w życiu codziennych umiejętności, obowiązków domowych i gotowania, a także umiejętności społecznych ( w rodzinie i poza nią).

Kwiecień na Maderze był cieplutki. Mieliśmy wiele okazji do przebywania na zewnątrz.

Zwiedziliśmy ogrody Palheiro. Bardzo przyjemne miejsce. Będziemy do niego wracać.

Pierwszy tydzień kwietnia, to też świętowanie Wielkiego Tygodnia i Wielkanocy. Po raz pierwszy na Maderze i bez spotkań z dalszą rodziną. Za to w skupieniu na tym, co w tych świętach najważniejsze- na tajemnicy Zmartwychwstania.




Jako, że na Maderze ciągle coś kwitnie czy owocuje, najwięcej okazji mamy do obserwacji przyrodniczych




Dużych zwierząt lądowych w naturze tu nie ma. Mamy jednak okazję poobserwować mniejsze w naturze lub pod opieką ludzi.




Najwięcej mamy tu oczywiście owadów. Lubią ciepło i wilgotność, więc nie muszą tu nawet zimować. W samym mieszkaniu towarzyszą nam 3 gatunki mrówek.
Ale i ptaków jest sporo. Do czasu oczyszczenia palmy ze starych liści codziennie mogliśmy pustułki obserwować, które na niej odpoczywały. Młode na szczęście były już duże. Mam nadzieję, że wszystkie przeżyły.

Przez cały miesiąc poczytaliśmy sporo. O książkach najczęściej piszę na blogu. Towarzyszą nam one codzień i jakoś porządkują nasz tydzień.


W jedną z niedziel wybraliśmy się ze znajomymi Polakami do Santo Antonio da Serra. Odbywa się tam w niedziele bazar, można kupić pysznego kurczaka z rożna, a tuż obok jest przyjemny park, w którym można pokarmić daniele, spędzić trochę czasu w przyrodzie, popiknikować, a nawet zobaczyć z punktu widokowego sąsiednią wyspę Porto Santo przy dobrej pogodzie.






Na koniec kwietnia rozpoczął się też Festiwal Kwiatów na Maderze. Wiele wydarzeń muzycznych, folklorystycznych, kulinarnych, parad odbywa się w tym czasie. W tym roku było jednak tak gorąco, że zamiast na główną paradę, którą widzieliśmy w zeszłym roku, wybraliśmy się na plażę.




Jeszcze jedno miejsce udało się nam odwiedzić. Półwysep Świętego Wawrzyńca. Wschodni kraniec wyspy. Nie byłam tam od czterech lat.
Wybraliśmy się tylko z Młodszą, bo Starszak miał klubowe zawody kajakowe w marinie w Funchal.
Tym razem również pokonaliśmy tylko kawałek trasy na półwyspie. Ma ona kilka kilometrów i wiele podejść i zejść. Widoki są piękne, ale było gorąco i mnóstwo turystów. Dobrze, że jesteśmy na Maderze na dłużej i nie musimy zaliczać całości atrakcji wycieczkowych, ale możemy dopasować do swoich możliwości i chęci.
Przy okazji przypominam. Bardzo ważne są zasady bezpieczeństwa. Nie schodźcie ze szlaku, choćby była wydeptana ścieżka. Zdjęcia róbcie stojąc, nie w ruchu, i po sprawdzeniu otoczenia.
Wyspa od wielu tysięcy lat ulega ciągłej erozji. Rozpada się stopniowo. I złamanie ręki czy nogi, to nie najgorsze, co może się stać.
Warto też dobrać kierunek do swojego stanu zdrowia. To, że setki turystów ten szlak przechodzą, nie znaczy, że konkretnie nasze nogi, serce czy mózg podoła trasie w upale czy kiedy nie weźmie się ze sobą wody na trasę.
Rozwaga potrzebna, jak w każdym innym miejscu i sytuacji.




W drodze powrotnej z półwyspu (dość okrężnej, co prawda) zajechaliśmy jeszcze na punkt widokowy ze szklanymi tarasami w Guindaste. Jest parking na kilka aut. Czyściutko. Dość nowe miejsce. Toalety jeszcze nie działają.
A jako ostatni punkt wybraliśmy Parque Ecologico do Funchal. Jest tam bar ze smacznym jedzeniem. Ładne widoki. I trochę dzikości w pobliżu rzeczki. Od kilku tygodni było sucho, więc córka z tatą przez skały powędrowała aż do samego strumyka. Mała, to mała, ale przygoda.


W kwietniu był też czas na spotkania z przyjaciółmi, pizzę i wspólne filmy. Oraz na nasze stałe rozrywki, jak spacer na karmienie kotów czy pluskanie w basenie.

Chwile na działania plastyczne też znajdowaliśmy. Wypróbowałyśmy akwarele. I ja, i córka bardzo to lubimy. Niewiele trzeba by zacząć. Farbki i pędzle dla dzieci i grubszy papier, i działamy.
Syn woli rysowanie.

W maj weszliśmy z radością i z oczekiwaniem na powrót do Polski.
A Polska nas przywitała piękną pogodą (żebyśmy szoku nie doznali), dopiero potem zafundowała nam trzy dni ciągłego deszczu i zimna. Na szczęście w domu piec mamy, więc przetrwaliśmy. Ale to już opowieści na kolejne podsumowanie.