Wymyśliłam, że będę starać się tu pisać codziennie. Dla wprawienia się i nabrania płynności w pisaniu, dla poznania WordPressa, dla wdrożenia się w systematyczność, dla samozachęty do docenienia codzienności naszej edukacji domowej i tego, jak bardzo jesteśmy obdarowani. ( Coś dużo „dla” w ostatnim zdaniu, ale cóż- rodowita Podlasianka jestem;))
Dziś dzień słodko- gorzki. Trudno mi dać sobie i dzieciom czas na wdrożenie się w systematyczną naukę. Jakieś ciśnienie sama na sobie czuję i na dzieci je przenoszę. Można się domyślić, do czego to prowadzi w kontakcie z nastolatkiem i nie znoszącą nacisków siedmiolatką. A czasem wystarczy przeczekać. Wsłuchać się w potrzeby swoje i dzieci. Zupełnie inaczej reagują, jak w spokojnej chwili przedstawi się im problem. Same błyskawicznie znajdują i proponują rozwiązanie. Zobaczymy, jak z realizacją.
Dziś konieczność kontroli u ortoptyka zawiodła nas do Suwałk. Wracając zatrzymaliśmy się w Krzywym, gdzie jest ścieżka edukacyjna LAS i ścieżki przy Sucharach, tajemniczych leśnych jeziorkach w Wigierskim Parku Narodowym. Ostatni raz, o dziwo, byliśmy tam późną wiosną, jeszcze śnieg miejscami leżał od drzewami.
Propozycja spaceru, nie była jakoś ze szczególnym zachwytem przez Starszaka przyjęta, ale jakoś udało się razem wybrać. Pogoda jest jeszcze piękna na Suwalszczyźnie i temperatura w dzień przyjemna, to skorzystaliśmy.

Po spacerze ścieżką LAS wylądowaliśmy na pomoście na jeziorze Krzywe. Porobiliśmy trochę łódek z liści i patyczków, wygrzewając się na słońcu i sycąc pięknymi widokami. Nie obyło się oczywiście bez drobnych kłótni o to, kto, co i jak, i po co. Ale mimo wszystko był to dobry czas.

Z nad jeziora ruszyliśmy jeszcze nad Suchary. To bardzo przyjemna i krótka ścieżka. Z kolejnymi pięknymi widokami. I zwalonymi drzewami, na które koniecznie trzeba wleźć, ryzykując kąpiel w Sucharze. Widzieliśmy wiewiórki, i ważki, i kilka ptaków, ale nie udało się ich rozpoznać- w ostrym słońcu były jak czarne plamki. Jeden zaskoczył and swoim lotem. Przypominającym w sumie lot trzmiela. Małe, korpulentne ciałko, dość wolno przemieszczające się, ale skrzydłami machał tak szybko, że były niewidoczne.

Udało nam się przejść trasę w całkiem dobrych humorach, mimo początkowej niechęci, głównie dzięki temu, że ja trochę spuściłam z siebie napięcia i pozwoliłam sobie i dzieciom na wygłupy i zabawę.
